Na początku myśleliśmy o ślubie, ale później stwierdziliśmy, że to zbędny wydatek, a dzieci będą nas przy sobie trzymać bardziej, niż małżeństwo czy wspólne kredyty. No i tak zaszłam w pierwszą ciążę - mocno problematyczną. Po porodzie stwierdziłam, że nie chcę mieć więcej dzieci, bo kolejnego nie przeżyję. Co więcej, zaznaczyła, że nawet gdyby chciała, to nie miałaby z kim mieć potomstwa. Nie chcę mieć dzieci. Mnie jest dobrze, tak jak jest. Poza tym trzeba mieć jeszcze dawcę, a tu Aż 68 proc. Polek w wieku 18-45 nie planuje mieć dzieci - to wynik sondażu CBOS - z drugiej połowy 2022 roku. To dość zaskakujące badanie, a na pewno zaskakujące były niektóre tezy i Już więcej tak nie mogę!" "Mąż każe mi rodzić dzieci aż będzie chłopiec, dziedzic rodu. Już więcej tak nie mogę!" "Mój mąż nie daje mi spokoju. Ciągle wymaga ode mnie intymnych zbliżeń. Byłam już 3 razy w ciąży i raz poroniłam i nie chcę mieć więcej dzieci. On jednak wciąż uważa, że nie zostało nam zbyt wiele Michał, Krzysiek i drugi Krzysiek nie. Drugi Krzysiek bardzo chciał, ale niestety małżeństwo mu się rozpadło i teraz już nie wierzy ani w rodzinę, ani w dzieci, ani nawet w stałe związki. Nigdy się nie kłóciliśmy ze sobą… związek prawie idealny I gdzie jest haczyk? Mój mąż chce mieć dzidziusia od zawsze, dużo rozmawiamy na ten temat, mąż nie jest namolny ani natarczywy jeżeli chodzi o namawianie mnie do posiadania potomka ale ja wiem że mu bardzo zależy. Ja mieć dzieci nie chcę. . Nie jestem pewna, czy na macierzyństwo kiedykolwiek przychodzi odpowiednia pora. Nie da się ukryć, ze dzieci wywracają człowiekowi życie do góry nogami. Jodi Picoult, „Dziewiętnaście minut” To bardzo ciekawe doświadczenie, niespiesznie dobijać trzydziestki. Co prawda sporo jeszcze przede mną, ale od babć i ciotek od dawna słyszę, że się starzeję. I że to niedobrze, nie mieć męża i dzieci. Woleć kino i kawiarnie, zamiast smoczków i pieluch. I ja te smoczki i pieluchy szalenie szanuję, chociaż cieszę się, że dzieją się jeszcze poza mną. Jest jednak kilka tekstów, które słyszeć da się regularnie. Jak życzenia na święta albo wiosną kosiarkę sąsiada. Poza gromkim: „jak to?!”, rzecz jasna. Jak macie swoje, to dopisujcie. Wysłuchiwanie ich bywa czasem zabawne. O wiele bardziej zresztą, niż towarzyszących im epitetów, że jesteś egoistyczna/niedojrzała/wygodna (niektórzy mówią na to: wolna). A zatem. 10 tekstów, które słyszysz, kiedy nie chcesz mieć dzieci: 1. Teraz tak mówisz Owszem. Bo mówienie ma to do siebie, że jest czynnością, odbywającą się w czasie teraźniejszym. Nie przeszłym i nie przyszłym. Mówienie dzieje się tu i teraz i tak, tu i teraz oświadczam, że nie chcę mieć dzieci. 2. Twoje ciało jest do tego stworzone Jest też stworzone do całej masy innych rzeczy. Może na przykład zwisać głową w dół nad przepaścią, praktykować jogę ze szczególnym namaszczeniem dla pozycji psa, a także uprawiać seks z kumplem z roboty, chociaż o większy temperament posądzałabyś otwieracz do konserw. Naprawdę – to, że coś się do czegoś nadaje, nie znaczy, że do tego ma służyć. MacBook także nadaje się na deskę do krojenia, a jakoś nikt nie sieka na nim cebuli. 3. Nikt się z Tobą nie ożeni Spoko, mogę żyć w nieślubnym związku. Pewnie, że może być o to afera. Że mogę zakochać się po uszy w mężczyźnie, który za szczyt szczęścia uzna gromadkę dzieci, niestety własnych. Ale może wtedy on mnie przekona. Albo ta miłość między nami. Bo gderanie osób postronnych działa na mnie jak zeszłoroczny śnieg. 4. Nie uśmiechasz się na widok cudzych bobasków? Nie. 5. Wszystkie Twoje koleżanki mają dzieci! Trzy czwarte z nich ma też nerwicę, a jedna piąta regularnie chce podciąć sobie żyły. Ale ogólnie są strasznie szczęśliwe i tylko czasem powtarzają w słuchawkę: „zabierz to wreszcie ode mnie”. 6. Ale teraz dla dzieci są takie ładne ubranka i zabawki! Dla dorosłych też. Wystarczy wejść sobie do butiku, w którym ceny zaczynają się tam, gdzie kończy się moja pensja. Ale rozumiem, że ktoś woli różowe śpiochy niż nową torebkę od Michaela Korsa. Nie, jednak nie rozumiem. 7. Będziesz później żałować A Ty żałujesz, że nigdy nie byłeś na Marsie? Że nie skakałeś przez płonące hula hop ani nie wydziergałeś polskiej flagi z włosów tajskiej dziewicy? Nie żałujemy rzeczy, których nie chcieliśmy. Płakanie za nieznanym jest jak wołanie do Yeti. Można, tylko po co? 8. Przecież to naturalny instynkt! Naturalnym instynktem jest też walka o terytorium czy zdobywanie pokarmu. A jakoś nie skaczemy sobie do gardeł i potrafimy po ludzku to obejść. Naprawdę, instynkty są całkiem nieźle tłumione. Nie wszystkie i nie u wszystkich ujawniają się z taką samą potęgą. 9. Kto się Tobą zajmie na starość? Albo jeszcze lepiej: na starość nikt Ci szklanki wody nie poda. I to jest bardzo ładna definicja, robiąca z dziecka podajnik na wodę. Z całym szacunkiem, ale ile jest rodzin, w których dzieciaki powyjeżdżały do innych miast albo państw? Ile z nich zjeżdża, kiedy rodziców przygniata starość? To przykre, ale tradycja zajmowania się rodzicami mocno już podupadła. Kiedyś mówiło się, że rodzice mają dzieci, żeby na starość to dzieci miały rodziców. Teraz każdy jest sam ze sobą. Jesteśmy pokoleniem egoistów, najwyższa pora wreszcie się z tym zmierzyć. Zresztą, rodzimy dzieci czy niańki? 10. Jesteś bezpłodna? A Ty, jak nie kupujesz pomarańczy, to jesteś biedna? Nauczmy się odróżniać świadome decyzje od chorób, ułomności, defektów. Jest coś takiego jak wolna wola, a także możliwość wyboru. Każdy z nas sam decyduje o swoim życiu i ciele. To, że wybieram drogę A, nie znaczy, że droga B została zamknięta. Każdy może iść, dokąd chce. fot. Pamiętam dokładnie wieczór, gdy zakończył się jeden z moich związków. Chyba pierwszy raz postanowiliśmy wtedy porozmawiać szczerze o tym, jak wyobrażamy sobie wspólną przyszłość. Nie mieliśmy zbyt długiego stażu, a temat ewentualnego założenia rodziny pojawiał się w naszych rozmowach w formie żartu obok niebieskiego domu z ogródkiem za białym płotem, puszystego owczarka na kanapie przy kominku i albumu rodzinnego rodem z Shutterstocka, gdzie wszyscy uśmiechają się ubrani w podobne pastelowe swetry, siedząc pod kocem w modne skandynawskie wzory. Oczywiście prawdziwy obraz domu i życia, jakie chcieliśmy mieć, był inny. Mimo że rozmowa była czysto teoretyczna i nie planowaliśmy ślubu, wszystko legło w gruzach, kiedy zadała mi jedno pytanie: "Jak dużo będziemy mieć dzieci?". Liczyła na odpowiedź w stylu "trójkę" lub "ile Bóg da". Ja szczerze mogłem powiedzieć tylko, że nie chcę mieć dzieci. Zbagatelizowała to wtedy, mówiąc, że prawie każdy obecny rodzic tak kiedyś mówił. "Nie - odpowiedziałem - ja nie chcę mieć dzieci świadomie, a gdyby tak się stało, byłoby to zupełnym przypadkiem w moim życiu". Rozmowa była długa i gęsta, a z jej argumentów pamiętam dzisiaj właściwie tylko jeden. "Nie mogę być w związku, który nigdy nie będzie ważny przed Bogiem". Miała na myśli sakrament, którego nie moglibyśmy przez to zawrzeć w sposób ważny, bo gotowość i zdolność do posiadania dzieci są jego istotnym elementem. Rozstaliśmy się w momencie, kiedy wszystko między nami układało się naprawdę dobrze. Nie podjęliśmy ryzyka sprawdzenia, jak nasz związek mógłby się rozwinąć. Przez jakiś czas pytałem siebie, gdzie popełniłem błąd. Jednocześnie czułem, że mam prawo czuć właśnie tak. Wiedziałem, skąd bierze się moja niechęć, ale długo zajęło mi poukładanie tego w jedną całość. Grzech nieobecności Dlaczego nie chcę mieć dzieci? Bo nie chcę być ojcem nieobecnym, którego sam miałem. O kryzysie męskości wcześniej słyszałem tylko w kontekście złamanych życiorysów ojców, którzy alkoholem, przemocą i emocjonalną obojętnością rekompensowali sobie trudne czasy powojenne, komunizm i lata przemian gospodarczych. Podobno po wojnie "instytucja ojcostwa" osłabła, bo słabi i wybrakowani wrócili mężczyźni do domów, którymi nauczyły się dowodzić kobiety. Nawet w oczach własnych dzieci nie wrócili jako bohaterowie. Czasy się zmieniły, a ojcowie wciąż są niekompletni i trafiają na problemy, których przeskoczyć nie potrafią, na bariery w relacjach z własnymi dziećmi. Ja wychowałem się w świecie za taką barierą. Mój tata nie był alkoholikiem, nie awanturował się, po prostu go nie było. A to taka sama tragedia jak te wymienione wcześniej. Na początku zaznaczał jeszcze swoją obecność w jakiś sposób. Moje starsze rodzeństwo pamięta czasy, gdy zabierał ich na wycieczki. Kiedy ja się urodziłem, pamiętam go już tylko ze sporadycznych relacji. Wyjeżdżał zawodowo w dalekie podróże. Przywoził z nich czasami różne drobiazgi, których nie dało się kupić w naszej okolicy. Próbowałem cieszyć się, gdy był, ale nie było to łatwe. Nie zauważał mnie. Ze szkoły wracałem sam, bo zapomniał mnie odebrać. Witaliśmy się przed domem, majsterkował przy czymś i kwitował to krótkim "już jesteś". Obiady jadał sam, bo zawsze był spóźniony, czasami o kilka godzin. Pojawiał się tylko gdy coś spsociłem. Sam siebie traktował najczęściej jako straszak, a naszą relację w kategoriach środka przymusu. Wymagał, ale nie towarzyszył. A ja oddalałem się od niego. 7-letnie dziecko nie zna pojęcia walki o relację. Nie na mnie powinien spoczywać obowiązek zrozumienia powagi sytuacji i wyciągnięcia wniosków. Chętnie uciekałem wtedy do dziadka, który rozumiał moje zagubienie i potrzebę relacji. Wypełnił sobą cały mój świat, podejmując też z moim ojcem temat naszych trudnych relacji. Miałem 11 lat. Za namową bliskich wziąłem udział w rekolekcjach charyzmatycznych. Przeżyłem wtedy tzw. spoczynek w Duchu Świętym. Tego wieczoru siedziałem w łóżku, czytając Pismo Święte - pierwszy raz w życiu sam z siebie. W domu była atmosfera dziwnego milczenia. Przypadkiem usłyszałem przez drzwi, że małżeństwo moich rodziców może się rozpaść. Doszło do zdrady. Nie fizycznej i to było chyba o wiele trudniejsze dla mojej mamy. Zrozumiałem wtedy, jak zbudowana jest wrażliwość kobiety. Matka zadecydowała, że choć nie wie, co zrobić, to trzeba ratować ten związek, dzięki niej trafili ostatecznie do poradni małżeńskiej. To był dramatyczny okres mojego życia, jeden z gorszych, właśnie wtedy, gdy zaczynałem wchodzić w dojrzewanie. Wszystko zamknąłem w sobie, doświadczając niemego buntu. Mój sprzeciw był mocny, ale nie potrafiłem wykrzyczeć swoich powodów. Ojciec czasem się ze mną spierał, częściej mi ustępował. Gdy rodzicom udało się oddalić widmo rozpadu rodziny, dla niego wszystko wróciło do normy, a ja patrząc mu w oczy, nie widziałem żadnej refleksji. Po drodze stoczyliśmy wiele małych i wielkich bitew. Dziurawe serce W wieku kilkunastu lat zakochałem się. To było pierwsze doświadczenie miłości i tego, że nie jestem wcale tak wybrakowany, że potrafię zbudować z kimś prawdziwą relację. Prosty chłopak z małego miasta odkrył świat swoich emocji, do których nie miał wcześniej dostępu. Relacja z nią uwolniła mnie od myślenia i tkwienia w sytuacjach sprzed lat - budowałem na nowo. Niestety nie mieliśmy dla siebie zbyt wiele czasu. Moja dziewczyna zmarła tragicznie, a ja obwiniałem siebie o jej śmierć. Rodzice nie pozwolili mi nawet uczestniczyć w pogrzebie. Dziś wiedzą, że to był błąd, który na lata zamknął mnie w świecie buntu. Robiłem prawie wszystko, co wcześniej uważałem za złe i nieodpowiednie. Nie dlatego, że chciałem pokazać, jak bardzo rozdarty jestem - nie umiałem znaleźć innego ujścia dla poczucia gniewu i bezsilności. Wtedy także nie mogłem liczyć na mojego ojca, był wobec mnie obojętny. Za każdym razem, gdy słyszałem, że powinienem się wstydzić swojego zachowania, chciałem zapytać go o jego wstyd i czy jest to jedyna kategoria w jakiej pojmuje świat. Do dziś mam problem z kumulowaniem negatywnych emocji. Nie umiem się ich pozbyć i wypowiedzieć. Dopiero gdy byłem na studiach, coś się zmieniło. W samodzielności znalazłem sposób na odcięcie się od demonów przeszłości i pewność siebie w relacjach z nim. To ja zacząłem stawiać warunki i granice, wymagać od niego i od siebie. On w tym czasie zdążył się już zestarzeć. Kolejny raz się ukrył, tym razem za fizyczną słabością. A ja znowu byłem tym złym, który domaga się czegoś ponad siły schorowanego człowieka. Widziałem, jak mama wyręcza go z rzeczy, które jest w stanie robić, i jak on wykorzystuje swoje słabości. I chociaż rzeczywiście stał się spokojniejszy oraz bardziej wyrozumiały, to wciąż zdarzały się momenty, gdy potrafił dyrygować nami, wzbudzając współczucie. Jednak nauczyliśmy się ze sobą rozmawiać, choć rozmowa przyjemnością dla nas nie była i szybko się kończyła z braku zaangażowania lub tematów. Zacząłem na niego patrzeć trochę prawdziwiej, dostrzegając też jego dobre strony bez tych nawarstwień z kilkunastu lat. Padły nawet słowa "przepraszam" i "wybaczam", choć wiem, że pochopnie, bo nie wszystko było wtedy wyjaśnione i przemyślane. Zaczął się nowy etap, inny, nigdy wcześniej niepoznany. I chociaż wciąż zdarzają się momenty, że zastanawiam się, dlaczego mama tak bardzo zabiega i troszczy się o tatę, to potrafię też dostrzec ich prawdziwe zakochanie, gdy siedzą przytuleni na łóżku. A ja zwolniłem jego miejsce w domu, które przed laty zająłem, gdy nie był w stanie być głową rodziny. Postanowiłem budować swoje życie sam, w zupełnie nowej rzeczywistości. Dałem sobie szansę na prawdziwe zapomnienie. Szanuję go mimo wszystko. Dlatego moja opowieść jest anonimowa. Niechętnie, ale widzę, że gdzieś tam się starał - czasem wyłącznie o święty spokój, a czasem też o mnie. On również ma mi wiele do wybaczenia, bo nie byłem dobrym synem. Mam wrażenie, że już nigdy nie zbudujemy relacji bliskiej i czułej, ale kocham go i okazuję to na tyle, ile jestem w stanie. W tym też nie jestem najlepszy. Nie eksperymentuję z życiem Nie chcę być ojcem, nie chcę mieć dzieci, bo jesteśmy do siebie podobni. Boję się być ojcem nieobecnym, a wiem, że mam do tego predyspozycje. Jestem introwertykiem, co nie znaczy, że egoistą. Dla mnie małżeństwo nieposiadające dzieci też jest pełną rodziną. Życie ludzkie jest zbyt cenne, żeby eksperymentować z jego powoływaniem. Pojawienie się dziecka zmieni wszystko? Tak, ale nikt nie powiedział, że na lepsze. Mając świadomość swoich braków, nie chcę zapraszać na świat nowej istoty. Nie chcę skazywać mojego dziecka na swoją nieobecność. Wszyscy myślą, że dojrzewanie musi zaprowadzić mężczyznę do ojcostwa, a może przecież prowadzić też do świadomej rezygnacji z dzieci. I to też jest cenne. Celibat jest pochwalany, bezdzietność hańbiąca, a dla mnie to dwie decyzje wymagające podobnej świadomości i dojrzałości. Przyjmuję to, że nie będę mógł zawrzeć sakramentalnego małżeństwa, choć nie do końca się z tym zgadzam. Myślę o tym już teraz, bo aborcja nie wchodzi w grę. Trudno jest znaleźć partnerkę, która byłaby gotowa zrezygnować z macierzyństwa. Ja nie mogę tego żądać od niej ani ona zmuszać mnie do ojcostwa. Ale wierzę, że poznam kiedyś kobietę, dla której nie będę wybrakowany. Przeznaczony do wyburzenia Słyszałem wiele razy, że mam przez to spaczoną wizję ojcostwa Boga, bo sam miałem ojca odbiegającego od pozytywnych wzorców. Wręcz przeciwnie. Nałożyłem na obraz Boga wszystko, co najlepsze; wszystko, czego nie mogłem odnaleźć we własnym ojcu. Oczekiwania, marzenia i to, w czym chciałem być podobny do niego. Sama świadomość własnych ograniczeń i tego, jaki nie powinien być ojciec, nie wystarczy, żeby robić to lepiej. Z jednej strony są to lęki, nad którymi muszę pracować, ale z drugiej życiowe sytuacje ukształtowały mnie na tyle mocno, że próbując się zmienić, musiałbym zanegować całego siebie. To nie są tylko poprawki wizualne, to więcej niż generalny remont. Musiałbym zburzyć wszystko, jakby urodzić się na nowo i uczyć życia. Pewnych rzeczy nie da się zrobić, bo życie mamy tylko jedno. Tata nie nauczył mnie kochać, godzić się ze stratą, nie pozwolił przeżyć żałoby, choć też nie zabraniał. Po prostu go nie było. A razem z nim tak jakby zabrakło mi języka, którym umiałbym wyrazić to, co najważniejsze w przełomowych momentach mojego życia. Ojciec duch. Nie musisz mi wierzyć. Wiem, że po przeczytaniu tego tekstu możesz mieć w głowie proste rady i oczywiste rozwiązania. Przecież Bóg uzdrawia. Nie wiesz jednak, jak to jest być mną. W przepisie na życie zabrakło mi kilku kluczowych składników. Powinienem szukać zamienników? A może lepiej z tego, co mam, stworzyć własny przepis? Wiem, że Bóg mnie chce nawet takiego. Nie chcę posiadać potomstwaCo robić aby kwestia posiadania dzieci Was nie poróżniła?Czy związek, w którym mamy rożne poglądy na temat posiadania dzieci ma sens?Nie chcę posiadać potomstwaBudowanie związku wymaga od partnerów zrozumienia i kompromisów. Często dotyczą one drobnych codziennych spraw, takich jak urządzanie mieszkania, czy decyzja o tym, jak spędzić weekend. Bywają jednak takie dziedziny życia, w których brak zgodności może niemalże całkowicie zniszczyć związek. Jedną z nich jest kwestia posiadania dzieci. Co się dzieje w sytuacji, kiedy Twój partner marzy o rodzinie, a Ty nie widzisz się w roli mamy? Jak uniknąć takich sytuacji i jak postępować, kiedy już do niej dojdzie?Co robić aby kwestia posiadania dzieci Was nie poróżniła?Co możesz zrobić, aby pewnego dnia nie okazało się, że Wasz związek nie ma przyszłości? Przede wszystkim kwestie posiadania rodziny warto przemyśleć i rozmawiać o tym już na początku związku. Kiedy powiesz partnerowi, że nie widzisz siebie z gromadką dzieci u boku już na początku związku on może się na to w pewien sposób przygotować. Bywa jednak tak, że deklarujący chęć życia tylko we dwójkę mężczyzna z wiekiem zaczyna nalegać na to, abyście jednak zostali rodzicami. Co wówczas robić?Zacznij od rozmowy. W sytuacji, kiedy od lat stoisz przy swoim i on dobrze wie, że nigdy nie czułaś instynktu macierzyńskiego, wciąż masz przewagę. Przypomnij mu, co ustaliliście i powiedz, że nie zmieniłaś zdania. Oczywiście może być tak, że nadal będzie się upierał, więc wysłuchaj go i porozmawiajcie dlaczego nagle stało się to tak ważne i jakie widzi rozwiązania?Nie ulegaj, jeżeli nie chcesz. Nie daj się namówić na bycie mamą, jeżeli czujesz, że robisz to tylko dla niego. To niezwykle poważna sprawa, a jeżeli będziesz czuła się nieszczęśliwa to okres ciąży, a także czas po porodzie może być dla Ciebie niezwykle trudny i prowadzić nawet do ciężkiej depresji. Pamiętaj, że jako kobieta musisz przygotować się na ciążę i macierzyństwo, a brak pewności co do tego, czy sobie poradzisz i czy w ogóle tego chcesz może źle wpływać nie tylko na Ciebie, ale także na zmuszaj go do pozostania u Twojego boku. Nie łudź się, że mężczyzna, który nagle poczuł chęć posiadania potomstwa zadowoli się życiem we dwójkę i nie zmuszaj go żeby został z Tobą, ponieważ tak ustaliliście dawno temu. To on powinien podjąć decyzję co jest dla niego ważniejsze. Pamiętaj o tym, że nawet jeżeli teraz twierdzi, że może być tak jak Ty chcesz, to nie oznacza, że pewnego dnia nie poczuje się skrzywdzony. Kiedy więc zechce odejść musisz się z tym pogodzić. Żadne z Was nie powinno zmuszać się do tak ważnej się go zrozumieć. Dowiedz się z czego wynika jego nagła chęć posiadania dziecka. Zapytaj czego mu brakuje i czy wcześniej miał inne zdanie. Powiedz także o swoich obawach. Postarajcie się razem ustalić jakieś rozwiązanie. Zaangażujcie się w pomoc znajomym przy maluchach, odwiedźcie potrzebującą placówkę dla dzieci i wesprzyjcie je. Możliwe, że Twój mężczyzna czuje po prostu, że chciałby się kimś zaopiekować. Pozwól mu więc na to, aby przygarnął psa lub staraj się spędzać z nim więcej czasu. Całkiem możliwe, że Ty sama także nagle poczujesz, że jednak chcesz stworzyć związek, w którym mamy rożne poglądy na temat posiadania dzieci ma sens?Niestety, ale jeżeli nie uda się Wam dogadać, to zawsze któreś będzie nieszczęśliwe. Większość ludzi z wiekiem zaczyna czuć, że rola rodzica jest czymś pięknym i tego właśnie potrzebują. Możliwe, że Ty chcesz skupić się na karierze i nie wyobrażasz sobie życia z niemowlakiem, a on z zazdrością obserwuje kolegów z małymi dziećmi. Na dłuższą metę taka relacja nie do końca ma sens i warto sobie to uświadomić. Kiedy pozbawiasz partnera możliwości wychowywania dziecka, tylko dlatego że masz inne poglądy, to może być początek końca Waszego związku. Nie bój się jednak, że go stracisz. Pozwól mu samemu wybrać, a jeżeli postanowi odejść to zwyczajnie oznacza, że nie nadawaliście na tych samych falach i poniekąd odciąży Cię od myśli, że zrobiłaś ukochanemu krzywdę skazując go na życie bez wymarzonego dziecka. Jeśli spodobał Ci się ten artykuł lub korzystasz z mojej wiedzy na swoim blogu lub stronie www to wstaw proszę u siebie link do źródła: Tagi: ⭐ nie wiem czy chce mieć dzieci, mój chłopak chce mieć dziecko a ja nie, czy to dziwne, że nie chcę mieć dzieci, Coraz częściej w przestrzeni publicznej słyszymy „nie chcę mieć dzieci”. Jednych taka deklaracja dziwi, innych oburza, a jeszcze inni wyrażają głos poparcia. Z czego wynika coraz większa niechęć do posiadania dzieci? Nie chcę mieć dzieci – mówi coraz więcej kobietAntynatalizm – co to? Na czym polega?Argument Davida Benatara – minimalizacja cierpienia, zamiast maksymalizacji przyjemnościNikt nie pyta dziecka o zgodęDzieci rodzą się dla nas, a nie dla samych siebieArgument ekologicznyAntynatalizm a religia i inne poglądyTeoria ZapffegoBudda a śmiertelność człowiekaPoglądy Kościoła KatolickiegoCzy to dziwne, że nie chcesz mieć dzieci?Instynkt macierzyński nie istniejeNie chcę mieć dzieci, czyli nowy model rodzinyBezdzietność z wyboru – egoizm wobec państwa?Nie chcę mieć dzieci, ponieważ nie pozwalają mi na to zarobkiNie chcę mieć dzieci, ponieważ chcę się realizować w inny sposóbPosiadanie dzieci to Twój wybór Nie chcę mieć dzieci – mówi coraz więcej kobiet Dlaczego kobiety świadomie rezygnują z macierzyństwa? Odpowiedź jest prosta – bo mogą! Czasy i kultura się zmieniają, a patriarchat, mimo że wciąż istnieje, to nie ma już takiego wpływu na wolność kobiet. Oczywistym jest, że jeśli pojawia się możliwość rezygnacji z macierzyństwa, to znajdzie się wiele osób, które z tej możliwości skorzystają. ŹRÓDŁO: SHUTTERSTOCK Jeszcze nie tak dawno głównym zadaniem kobiety było macierzyństwo i troska o ognisko domowe. Było to naturalne i niekwestionowalne. Kobieta bezdzietna była postrzegana jako „niepełna” i wyraźnie gorsza. Dzisiaj pozycja kobiety jest znacznie lepsza. Potrafi zadbać sama o siebie, zarabiać pieniądze i często nie chce rezygnować z życia, które ma na rzecz opieki nad dzieckiem. Jednak czy kariera zawodowa i hedonizm to główne przyczyny, dla których coraz częściej słyszymy „nie chcę dziecka”? Wydawać by się mogło, że pronatalistyczna i prorodzinna polityka naszego rządu zachęca Polki do prokreacji. Efekty są jednak odwrotne do zamierzonych. Działania naszego rządu w kwestii zaostrzenia prawa aborcyjnego sprawiły, że wiele kobiety otwarcie mówi, że nie chce mieć dzieci! Polki rezygnują z macierzyństwa ze strachu o los własny i rodziny, gdyż w wielu kwestiach nie mogą liczyć na wsparcie ze strony Państwa. Niegdyś popularny i pożądany obraz Matki Polki dzisiaj jest już przestarzały i nieatrakcyjny. Niewiele współczesnych kobiet chce kojarzyć macierzyństwo z nadludzkim heroizmem i poświęceniem. Sytuacja ekonomiczna w Polsce również nie zachęca do sprowadzania na ten świat kolejnych istot. Młodych małżeństwa najzwyczajniej w świecie nie stać na utrzymanie siebie, a co dopiero dziecka. Kobiety obawiają się utraty pracy i tego, że nie będzie ich stać na opłacenie żłobka. A o własnym mieszkaniu młodzi ludzie mogą jedynie pomarzyć. Czy w takim przypadku jest to bezdzietność z wyboru, czy może raczej ze strachu? Być może gdyby prorodzinna polityka polskiego rządu skupiła się na tym, aby pomóc osobom, które chcą mieć dzieci, zamiast zmuszać wszystkie kobiety do rodzenia, to sytuacja wyglądałaby zupełnie inaczej. Antynatalizm – co to? Na czym polega? Powodów, dla których kobiety nie chcą mieć dzieci, jest znacznie więcej. Nie muszą to być wyłącznie przyczyny polityczno-ekonomiczne. To, że nie chcę mieć dzieci, nie musi wcale oznaczać, że mnie na nie nie stać lub, że nie lubię dzieci – wręcz przeciwnie i mówi o tym pewien pogląd filozoficzny. Antynatalizm – co to takiego? Antynatalizm nie jest nowym pojęciem, wspominano o nim już w filozofii starożytnej Grecji. Jest to stanowisko filozoficzne, które zakłada, że sprowadzanie nowych istot na świat pełen cierpienia jest moralnie złe. Tym bardziej że odbywa się to bez ich zgody. Antynatalista apeluje zatem do każdego człowieka, aby nie sprowadzać na ten świat nowych istnień zarówno jeżeli chodzi o rozmnażanie ludzi, jak i zwierząt. ŹRÓDŁO: SHUTTERSTOCK Poniżej przedstawiamy główne argumenty antynatalizmu. Argument Davida Benatara – minimalizacja cierpienia, zamiast maksymalizacji przyjemności Filozof antynatalista w prosty i logiczny sposób tłumaczy, dlaczego należy zaprzestać rozmnażania. Oczywistym jest, że odczuwanie cierpienia jest złe, a odczuwanie przyjemności jest dobre. Zatem spłodzenie człowiek wiąże się z jego cierpieniem, ale również z przyjemnością. Jeśli jednak nie powołamy istoty na ten świat, to unikniemy cierpienia. Oczywiście unikniemy również przyjemności, jednak nikt w tym przypadku nie zostanie pokrzywdzony, ponieważ człowiek, któremu ta przyjemność zostałaby odebrana, nigdy nie zaistniał. Nikt nie pyta dziecka o zgodę Prokreacja jest niemoralna, ponieważ każda istota przychodzi na ten świat bez wyrażenia na to zgody. W życiu każdego człowieka przychodzi taki moment, w którym myśli, że może lepiej byłoby się nie urodzić. Cierpienie nie ominie nikogo. Nawet jeśli staramy się być najlepszymi rodzicami na świecie, to nie mamy pewności, czy nasze dziecko będzie miało dobre życie. Czy gdybyśmy wiedzieli, że po narodzinach jego życie będzie przepełnione chorobą, lub będzie na starość będzie samotne albo – w przypadku osób religijnych – że ostatecznie trafi do piekła, to czy nadal zdecydowalibyśmy się na wydanie go na ten świat? Dzieci rodzą się dla nas, a nie dla samych siebie Antynatalizm zakłada, że ludzie decydują się na dzieci z pobudek czysto egoistycznych. Prokreacja odbywa się w celu zaspokojenia własnych potrzeb. Gdy ktoś mówi „nie chcę mieć dzieci”, to często słyszy: „a kto na starość poda ci szklankę wody?” lub „a kto zapracuje na twoją emeryturę?”, itd. Zatem dzieci, nigdy nie są stworzone same dla siebie – zawsze dla nas. Dlatego antynataliści zachęcają do adoptowania dzieci, które już się narodziły, ponieważ tylko w taki sposób można zastąpić egoistyczne pobudki szczerym altruizmem i chęcią niesienia pomocy. Argument ekologiczny Antynatalista mówi, że nie chce mieć dzieci lub nie chce mieć więcej dzieci (antynatalistą można stać się, nawet gdy posiada się już swoich potomków), ponieważ nie chce przyczyniać się do niszczenia naszej planety. Jest to poważny i uzasadniony argument. ŹRÓDŁO: SHUTTERSTOCK Obecnie rodzące się dzieci będą prawdopodobnie żyły w czasach największej katastrofy klimatycznej. Być może będą musiały walczyć o dostęp do wody pitnej i innych zasobów niezbędnych do życia. Rodzenie nowych dzieci przyczynia się bezpośrednio do dalszej eksploatacji środowiska naturalnego. Więcej dzieci oznacza większe zużycie ograniczonych zasobów, większe zanieczyszczenie oceanów, większy ślad węglowy i większe odpady komunalne. W takim wypadku antynatalizm wydaje się być najlepszym rozwiązaniem na zmniejszenie skutków katastrofy, która dosięgnie przyszłe pokolenia. Antynatalizm a religia i inne poglądy Poglądy antynatalistyczne znajdują odniesienie w innych przekonaniach. Teoria Zapffego Według teorii antynatalisty Petera Wessela Zapffego człowiek jest zwierzęciem, u którego przesadnie wykształciła się świadomość, przez co nie jest w stanie funkcjonować tak jak inne zwierzęta. Dostaliśmy na swoje barki zdecydowanie więcej, niż jesteśmy w stanie unieść. Dzięki świadomości jesteśmy zdolni do ujrzenia naszego bezsensu i kruchości we wszechświecie. Chcemy żyć, jednak jako jedyny gatunek mamy świadomość nieuniknionej śmierci. Potrafimy analizować naszą przeszłość i wyobrażać sobie przyszłość, myślimy o cierpieniu własnym i mamy świadomość cierpienia innych ludzi. Poszukujemy sprawiedliwości i sensu w świecie, w którym sprawiedliwości i sensu nie ma. To sprawia, że życie świadomego i myślącego człowieka staje się tragiczne. Zatem czy warto mieć dzieci? Zgodnie z tą teorią – dla ich własnego dobra nie warto. Antynatalizm jawi się więc jako altruistyczny pogląd, który oparty jest na empatii i trosce wyrażającej się w zaprzestaniu sprowadzania na Ziemię kolejnych ludzi, którzy będą cierpieć lub przyczynią się do cierpienia innych istot. Budda a śmiertelność człowieka W naukach Buddy również można dopatrywać się antynatalistycznych poglądów. Mnich uważał antynatalizm za jedyne rozwiązanie problemu śmiertelności człowieka. Człowiek, który nie zdaje sobie sprawy z cierpienia, jakie niesie ze sobą życie i płodzi dzieci, które już z chwilą narodzenia skazuje na śmierć. Żadnego człowieka nie ominie starzenie się i umieranie. Zdaniem Buddy, jeśli człowiek tylko zda sobie z tego sprawę i zaprzestanie prokreacji, tym samym położy kres starości i śmierci. Poglądy Kościoła Katolickiego Nietrudno zauważyć, że Kościół Katolicki nawołuje do rozmnażania się. Jeżeli zastanawiasz się „nie chcę mieć dzieci, czy to grzech?” – to musisz wiedzieć, że według Kościoła Katolickiego niechęć posiadania dzieci jest jawnym grzechem i jedną z fundamentalnych przeszkód do zawarcia małżeństwa lub powodem do jego unieważnienia. ŹRÓDŁO: SHUTTERSTOCK Celem Kościoła Katolickiego i każdej innej religii jest powiększanie wspólnoty i przekazywanie religijnych idei przez pokolenia. Księżą zachęcają do wielodzietności. Oczywiście sytuacja wygląda inaczej, jeżeli para z różnych przyczyn (zdrowotnych) nie może posiadać dzieci. Według wiary katolickiej grzechem jest świadoma decyzja o nieposiadaniu potomstwa, czyli tzw. bezdzietność z wyboru. Czy to dziwne, że nie chcesz mieć dzieci? Gdy nie chcę mieć dzieci i mówię o tym głośno, niemal pewne jest, że spotkam się z krytyką, zdumieniem i niezrozumieniem w jakimś obszarze społeczeństwa. Mimo że coraz powszechniejsze stają się inne modele rodziny niż ta tradycyjna, to w powszechnej świadomości ciągle funkcjonuje obraz kobiety-matki. Mogę mieć ustabilizowaną sytuację życiową, dobrze radzić sobie finansowo i mieć kochającego partnera, mimo to nie chcę mieć dzieci, bo np. nie lubię dzieci albo najzwyczajniej nie czuję tej potrzeby. To jest zupełnie normalne! Zdarza się, że nie mówimy kategorycznie, że „nie chcę mieć dzieci nigdy”, ale nie wiem, czy chcę mieć dzieci i to również jest naturalne. Niewiele matek myśli o macierzyństwie jak o ogromnej odpowiedzialności za życie drugiego człowieka. Jest to naprawdę wielka sprawa, która wywraca nasze życie do góry nogami. Możemy nie być nigdy na to gotowi i rezygnacja z macierzyństwa z obawy przed zbyt niskimi kompetencjami rodzicielskimi jest wyrazem poczucia dużej odpowiedzialności. Antynatalista powie, że lepiej nie mieć dziecka wcale, niż mieć i nie być w stanie zaspokoić wszystkich jego potrzeb. Bezdzietność z wyboru może mieć nieskończoną ilość przyczyn. Może być również tak, że wcale nie musi obchodzić nas los planety w tym kontekście, czy obawa przed nieporadzeniem sobie z rodzicielstwem. Jako kobiety możemy nie czuć żadnych emocji związanych z dziećmi. Mogą być one dla nas neutralne (lub nawet odrzucające) i możemy nie chcieć mieć z nimi żadnego kontaktu. W tym także nie ma nic nadzwyczajnego. ŹRÓDŁO: SHUTTERSTOCK Zatem czy to dziwne, że nie chcę mieć dzieci? Dla wielu ludzi może to się wydać niedorzeczne i „sprzeczne z naturą”, ale obiektywnie nie ma w tym nic dziwnego i niepokojącego. Nie warto ulegać presji społeczeństwa i rodziny, szczególnie w tak ważnej sprawie jak powołanie na świat nowego istnienia. Jeśli zastanawiasz się „nie chcę mieć dzieci – jak powiedzieć rodzinie?”, to pamiętaj, że nikomu nie musisz tłumaczyć się ze swoich świadomych wyborów. Sytuacja wygląda inaczej, jeżeli jesteś w związku i planujecie małżeństwo – warto wówczas omówić ten temat z partnerem, aby każdy miał świadomość swojego stanowiska i nikt nie został pokrzywdzony. Instynkt macierzyński nie istnieje Gdy mówisz bliskim, że nie chcesz mieć dzieci, na pewno usłyszysz, że tak ci się tylko wydaje i kiedyś to się zmieni, gdy obudzi się ten mityczny instynkt macierzyński. Ale czas mija, a brak instynktu macierzyńskiego pozostaje niezmienny. Czy to normalne? Oczywiście, że tak, ponieważ coś takiego jak instynkt macierzyński nie istnieje. Nazywając jakieś zjawisko instynktem mamy na myśli coś wrodzonego – genetycznego. Instynkt jest stałą reakcją behawioralną na dane bodźce. Jednak badania nie wykazują, aby w przypadku naszego gatunku u każdego przedstawiciela płci żeńskiej pojawiały się takie same, stałe reakcje na dany bodziec, jakim jest dziecko. Obserwujemy za to różnorodność zachowań w zależności od kultury, rasy, miejsca zamieszkania, modelu wychowania, i tak dalej. Zwykle jednak instynkt macierzyński postrzegamy jako coś, co daje o sobie znać przed pojawieniem się dziecka (bodźca). Jest on rozumiany jako wewnętrzna potrzeba posiadania dziecka. Nie jest to jednak uwarunkowane genetycznie i nie dotyczy każdej kobiety. Jak zatem wytłumaczyć przywiązanie do dziecka, jakie zwykle czują kobiety tuż po porodzie? Wszystko jest sprawką hormonu nazywanego oksytocyną. Oksytocyna odpowiada za tworzenie więzi i potrzebę opieki, zapobiega też chęci porzucenia dziecka. Hormon ten nie wytwarza się jednak wyłącznie podczas porodu i karmienia piersią. Oksytocyna uwalnia się również podczas dotyku, np. gdy ojciec przytula dziecko, to również wytwarza z dzieckiem silną więź. Nikt jednak nie mówi o czymś takim jak instynkt tacierzyński, a przecież mężczyźni także odczuwają potrzebę posiadania dziecka. Instynkt macierzyński nie istnieje, ale istnieje potrzeba opieki i tworzenia więzi, którą można realizować w inny sposób, np. opiekując się zwierzęciem domowym. Brak instynktu macierzyńskiego w logiczny sposób nie może zatem świadczyć o wybrakowaniu kobiety lub jakimś zaburzeniu psychicznym. Niektóre osoby może odrzucać choćby to, co robi dziecko w brzuchu mamy. Można znaleźć szereg argumentów estetycznych, sensorycznych czy po prostu psychologicznych, które są wystarczającym wyjaśnieniem niechęci do posiadania dziecka. Nikt nie musi się z tego typu postawy tłumaczyć. Nie chcę mieć dzieci, czyli nowy model rodziny Z prawnego punktu widzenia rodziną są osoby spokrewnione lub niespokrewnione pozostające w faktycznym związku i wspólnie prowadzące gospodarstwo domowe. Zatem małżeństwo jest rodziną. Z socjologicznego punktu widzenia definicja rodziny zakłada powiązanie ze sobą grup osób poprzez pokrewieństwo lub powinowactwo, zakładając, że w skład rodziny wchodzi przynajmniej jeden rodzic i jedno dziecko. Zdaniem socjologów rodzina jest podstawową komórką społeczną i zakłada obecność dziecka. ŹRÓDŁO: SHUTTERSTOCK Czy zatem małżeństwo bez dziecka ma sens? Oczywiście, że tak – pod warunkiem, że oboje małżonków nie chce mieć dzieci i otwarcie między sobą o tym mówi. Problem pojawia się zwykle, gdy jedna strona chce mieć dziecko, a druga nie chce lub nie może z różnych przyczyn. Warto zatem tak istotną kwestię jak posiadanie dzieci omówić przed zawarciem małżeństwa. W żadnym wypadku nie wolno zatajać swojej niechęci do posiadania potomstwa przed partnerem. Bezdzietność z wyboru – egoizm wobec państwa? Bezdzietność z wyboru to pstryczek w nos i sól w oku patriarchalnego państwa. Współczesna kobieta ma pełne prawo powiedzieć głośno „nie chcę mieć dzieci”. Jest to jeden z mocniejszych wyrazów wolności, o którym młode kobiety XX wieku mogły pomarzyć, nie wspominając o wcześniejszych czasach. Samodecydowanie jest w oczywisty sposób nie na rękę polskiemu rządowi, gdy kraj przeżywa kryzys demograficzny. Pojawiają się głosy w przestrzeni publicznej, że bezdzietność z wyboru jest wyrazem ogromnego egoizmu wobec społeczeństwa. Nawet Papież Franciszek podczas jednej z ostatnich audiencji w Watykanie wskazał na problem świadomej bezdzietności. Papież stwierdził, że to postawa wysoce egoistyczna, umniejszająca człowieczeństwu o destrukcyjnym wpływie na społeczeństwo. Najwyższy w hierarchii Kościoła przedstawił niezwykle piętnujące stanowisko wobec osób bezdzietnych z wyboru, uderzające w podstawowe prawo człowieka do wolności wyboru. Patriarchat nie pozostawi suchej nitki na kobiecie podejmującej świadome decyzje sprzeczne z interesem rządzących. Niestety jednocześnie zapomina o przepełnionych domach dziecka i sierocińcach, gdzie dzieci marzą o tym, aby mieć prawdziwą rodzinę. Te marzenia są im jednak odbierane poprzez niesłychanie trudną i długotrwałą procedurę adopcyjną. Nie wspominając już o zupełnym uniemożliwieniu adopcji dzieci parom homoseksualnym. Zastanówmy się zatem, po której stronie powinniśmy mówić o egoizmie? Nie chcę mieć dzieci, ponieważ nie pozwalają mi na to zarobki Niektórym wydaje się, że sprawa z posiadaniem dzieci jest prosta: albo chcesz je mieć, albo nie chcesz. Sytuacja z bezdzietnością jest jednak bardziej skomplikowana, a na pewno nie jest zero-jedynkowa. Coraz częściej słyszy się, że ktoś nie chce dziecka, bo jego pensja na to nie pozwala. Można implikować, że gdyby sytuacja finansowa się zmieniła, to również zmieniłoby się podejście do posiadania dziecka. Byłaby to wówczas bezdzietność czasowa do momentu, gdy sytuacja życiowa zmieni się na lepsze. Świadomość, ile kosztuje dziecko, może zniweczyć plany wielu potencjalnych rodziców. ŹRÓDŁO: SHUTTERSTOCK Dla wszystkich dzieci, które pojawiają się na tym świecie lub tych, które nigdy nie zaistnieją to dobrze, że macierzyństwo zostaje poddane takiej kalkulacji i refleksji. Czasy się zmieniają i miejmy nadzieję, że bezmyślne traktowanie rodzicielstwa odejdzie do lamusa. Ludzie decydujący się na bezdzietność z wyboru z przyczyn zarobkowych rzadko kiedy mają na myśli to, że nie stać ich na dodatkowe lekcje gry na pianinie, czy ubrania luksusowych marek. Zwykle po prostu mają zbyt mało pieniędzy, aby wyżywić dziecko i zapewnić mu wszystkie podstawowe potrzeby. Tak więc osoby, które rozmyślają nad decyzją o potomku z każdej możliwej perspektywy, wykazują się znacznie większą odpowiedzialnością niż rodzice, którzy rozmnażają się bezmyślnie, mając na uwadze wyłącznie własne pragnienia. W sytuacji, gdy nie chcę mieć dzieci, ponieważ mało zarabiam, są dwa sensowne wyjścia: albo zrezygnować zupełnie z macierzyństwa, albo znaleźć sposób na poprawę swojej sytuacji ekonomicznej. Być może byłaby to zmiana pracy, a być może wyjazd za granicę w poszukiwaniu lepszego życia. Nie chcę mieć dzieci, ponieważ chcę się realizować w inny sposób Ciekawym paradoksem jest to, że bezdzietność z wyboru i dzietność u swoich podstaw mają dokładnie te same elementy: obranie jakiejś roli;odnalezienie własnej tożsamości;poszukiwanie uznania i szacunku;posiadanie wpływu;dążenie do przyjemności;dążenie do nieśmiertelności;budowania więzi. Gdy inni ludzie słyszą „nie chcę mieć dzieci, ponieważ wolę realizować się zawodowo” niemal pewne jest, że odpowiedzą: „kiedyś będzie za późno”, „teraz pracujesz i robisz wiele rzeczy, bo jesteś młoda i masz siłę, ale potem zostaniesz sama”. To okrutne stwierdzenia, które usiłują wprowadzić nas w poczucie winy, a niekiedy nawet depresję. Należy jednak pamiętać, że dzieci nie są gwarancją braku samotności. Poza tym żadne dziecko nie jest naszą własnością, a można odnieść wrażenie, że wielu rodziców traktuje je przedmiotowo, jako zabezpieczenie własnej przyszłości. To wysoce niemoralna postawa. Dzieci nie powinny mieć żadnych zobowiązań wobec swoich rodziców. Brzmi to okrutnie i niewdzięcznie, ale czy ktokolwiek z nas prosił się na ten świat? Niechciana ciąża może być zarówno odczuciem matki, jak i dorosłego dziecka w przyszłości. ŹRÓDŁO: SHUTTERSTOCK Wielu rodziców prezentuje taką postawę, jakby tylko z dziećmi można było budować silne relacje i więzi. To, że ktoś nie chce mieć dzieci, nie musi wcale oznaczać, że będzie umierał w samotności. Osoby bezdzietne mają więcej czasu na budowanie relacji partnerskich i przyjacielskich, zatem kwestia samotności nie jest przesądzona ani w jednym, ani drugim przypadku. Życie w towarzystwie życzliwych nam rówieśników jest dużo lepsze, niż sytuacja, w której decydujemy się przykładowo na związek bez miłości tylko w kontekście posiadania dziecka. Potomek nie jest gwarancją bliskiej więzi, jak i nie jest jedynym możliwym jej źródłem. Posiadanie dzieci to Twój wybór Możemy zastanawiać się i debatować, czy warto mieć dzieci, ale narzucanie komukolwiek swojej opinii nie powinno mieć w tym temacie miejsca, ponieważ godzi to w podstawowe prawo człowieka do wolności wyboru, w tym autonomii cielesnej. Prawo do wolnego wyboru obowiązuje w całej Unii Europejskiej i dotyczy każdego bez względu na rasę, wyznanie, poglądy polityczne i styl życia. Nikt, tym bardziej rząd nie może w żaden sposób ograniczać prawa do autonomii cielesnej i wolnego wyboru, zarówno w przypadku osób, które chcą mieć dzieci, jak i tych, które stanowczo mówią, że nie chcą mieć nigdy dzieci. Oznacza to, że Państwo nie może zarządzić przymusowego planowania rodziny i sterylizacji, a także nie może ograniczać dostępu do antykoncepcji. Bycie matką jest fascynujące. Szczególnie dla innych osób. Kiedyś pytali stale, kiedy będziesz miała dziecko, potem, kiedy rozwiązanie, zaglądając do wózka padały pytania o imiona i o to, czy karmisz, gdzie czapeczka i czy to dziecko całe w różowym to chłopczyk. Teraz, kiedy w końcu już jesteś mamą, notorycznie pada pytanie, czy będziesz mieć więcej dzieci. Zwykle nie bywam dłużna i pytam „a Ty”? I tutaj często pojawia się „yyyy, no… eeee”. A ja wiem na pewno i podpowiadam – jak poznać, że nie chcesz mieć więcej dzieci? FujWzdrygasz się na widok wymiotów, obślinionych śliniaczków, lepkiej buzi. Jako osoba bezdzietna nie wyobrażałaś sobie, że widok kupy pozostawi Cię niewzruszoną. A potem stajesz się matką i nawet wtedy, kiedy masz kupę za paznokciami, wzruszasz ramionami, przecierasz ręce zawsze znajdującą się pod ręką mokrą chusteczką i jedziesz dalej z koksem. Nic wielkiego. Kiedy dzieci podrosną, sama świadomość grzebania w pampersie znowu jest obrzydliwa. Kulki Małpie gaje, kulkolandy, aquaparki, zamknięte place zabaw, w których cały czas ktoś jęczy, piszczy, płacze lub krzyczy – zamiast przystanąć, sprawdzić cennik i wiek, od którego można dziecko zostawić, a samemu czmychnąć na zakupy, omijasz z daleka? To dobry znak tego, że nie chcesz mieć więcej dzieci. Słodkie ciuszki, piszczące zabaweczki, odjechane wózki, kocyki od projektantów Kupa złomu, nie robią na Tobie żadnego wrażenia? Ewentualnie w myślach wzdychasz na wspomnienie fortuny, którą w wielkich torbach wyładowanych różowym badziewiem hurtowo oddawałaś znajomym? Kocyk za 300 zł? Po Twoim trupie! I ile to tak naprawdę jest 31 miesięcy? Dlaczego producenci sprzętów dla dzieci każą Ci wysilać się matematycznie przy zakupie prezentu na urodziny roczniaka znajomych? Małe dzieci Nie roztapiasz się na widok noworodka? Nie płaczesz na reklamie ze szczeniaczkami? Widok kobiety w ciąży nie powoduje ukłucia zazdrości? Nie zapisujesz fajnych imion dla dzieci? Kiedy w rodzinie lub znajomym urodzi się dziecko, główną myślą, która Ci towarzyszy patrząc na słodkie zawiniątko jest „mnie nie oszukasz”! Ciąża, poród, połóg, karmienie na żądanie, pogryzione sutki, wstawanie w nocy bilion razy, ząbkowanie, odpieluchowanie, odsmoczkowanie? Podziękuję. Ciuchy Zamiast maminego dresu w szarym kolorze, który wszystko przyjmie, wygodnych butów na płaskim obcasie, spodni, w których można wykonywać dowolne akrobacje podłogowe, obowiązkowym kurku na głowie, który na szybko, niedbale zaplotłaś o 5 rano, ale o 5 po południu nadal masz na głowie i torby z Ikea, w której zmieści się pół lodówki przekąsek, ubranie na zmianę i na każdą pogodę, pięć ulubionych przytulanek, książeczki, smoczki, butelki, kocyki, pieluchy, zamiast tego kupujesz białą spódnicę, obcisłe rybaczki, szpilki, wiszące kolczyki i mikroskopijną torebkę. Tak, jesteś gotowa „wyjść z pieluch”. Mokre chusteczki Kiedyś wydawało Ci się, że wynalazca mokrych chusteczek powinien dostać Nobla za wyjątkowe zasługi dla ludzkości? Przecierałaś mokrymi chusteczkami i brudne buty i kokpit w samochodzie i kuchenny stół i zakurzoną szafkę? Piąteczka. Kto tego nie robił, chyba nie był prawdziwym rodzicem na polu walki. Otóż to mija i nastaje dzień, w którym tak bardzo nie chcesz znaleźć się na dziale dziecięcym w supermarkecie, że znowu radzisz sobie w życiu bez mokrych chusteczek. Waga po ciąży Nieuchronnie minął czas, w którym możesz sobie pozwolić na dowolną dietę, bo w końcu po co się spinać, skoro jeszcze nie zakończyłaś reprodukcji? Albo karmisz, albo jesteś w ciąży, albo pomiędzy jednym dzieckiem, a kolejnym. Schudniesz, kiedy rodzina będzie w komplecie. Kiedy nie chcesz mieć więcej dzieci, ta wymówka staje się lekko nieaktualna. Szczególnie, jeśli w ciąży byłaś ostatni raz 6 lat temu. Inni dorośli Twoi znajomi z „Mamy Antka”, „Mamy Zuzi”, „Taty Kazika”, zaczynają znowu mieć normalne imiona i spotykając się z nimi chcesz porozmawiać na inny temat niż przebieg ciąży, ząbkowanie i wybór przedszkola. O nie! Jest wiele niewiadomych w Twoim życiu – czy chcesz mieć psa? Może. Czy chcesz zmienić samochód? Kiedyś. Czy chcesz kupić dom? Prawdopodobnie. Jest jednak jedno pytanie, na które na pewno znasz odpowiedź i podajesz ją w każdej sytuacji i niezależnie od osoby pytającego bez zastanowienia, niemal krzycząc. Czy chcesz mieć jeszcze jedno dziecko? Nie! Nie! Na pewno nie!♦To pisałam ja, mama wkrótce sześcioletnich trojaczków. Na ten moment bardziej prawdopodobne wydaje mi się lądowanie na księżycu niż urodzenie kolejnego dziecka. Pozdrawiam w szpilkach i wiszących kolczykach. Zdjęcie: źródło. Nieźle się napracowałam, żeby napisać dla Ciebie ten post, uff. Teraz czas na Ciebie, razem tworzymy to miejsce. Będzie mi miło, jeśli pozostaniemy w kontakcie. Jest kilka opcji:iZostaw proszę komentarz. Dla Ciebie to moment, a dla mnie istotna mój fanpage na Facebooku, dzięki temu będziesz na ten tekst trafia do Ciebie – podziel się nim ze śledzić mnie na Instagramie, gdzie oprócz fotek moich dzieciaków znajdziesz całą masę zdjęć żarcia i butów!

nie chcę mieć więcej dzieci