Wybory do Dumy Państwowej 2021 - wyniki - TVN24. Po wyborach w Rosji, niemal wszystkie głosy policzone. Partia Władimira Putina Jedna Rosja z konstytucyjną większością w Dumie Państwowej
Protest wyborczy. Protest wyborczy – wniosek skierowany do sądu, w którym wskazuje się na nieprawidłowości formalne związane z przeprowadzeniem wyborów, domagając się ich unieważnienia [1] . W prawie polskim instytucja protestu wyborczego została uregulowana odrębnie w poszczególnych ustawach dotyczących poszczególnych wyborów
15 października 2023 roku w Polsce skończyły się rządy PiS-u - powiedział w poniedziałek w "Rozmowie Piaseckiego" w TVN24 wiceprzewodniczący Platformy Obywatelskiej Cezary Tomczyk.
Autor. XTB. -. wtorek 8 listopada 2022 08:00:00. Wybory midterm w Stanach Zjednoczonych, czyli tzw. wybory połówkowe do Kongresu odbędą się 8 listopada we wtorek 2022 roku. Nazwa tych wyborów bierze się z tego, że odbywają się one w połowie kadencji prezydenta. W wyborach tych Amerykanie zdecydują o dalszym rozkładzie sił w
Celem ataku może stać się także sam proces wyborczy, w większości krajów świata uzależniony od sprawnego działania sieci informatycznych. W 2020 roku doradca Donalda Trumpa ds. bezpieczeństwa narodowego Robert O’Brien przyznał, że infrastruktura wyborcza w USA była celem chińskich hakerów.
Pozew o spot wyborczy PiS ukazał prawdziwe oblicze rządów PO, szczególnie w wymiarze bezrobocia – uważa premier Mateusz Morawiecki. W przeciwieństwie do tamtego okresu „Polacy zarabiają obecnie prawie dwa razy więcej, wracają z zagranicy zamiast uciekać na Zachód przed biedą i bezrobociem; to jest prawdziwa miara sukcesu" – podkreślił w podcaście szef rządu.
. Wynik wyborów prezydenckich w USA stoi na ostrzu noża i ostateczna decyzja może należeć do sądów. W wyborach prezydenckich w USA trzeba będzie poczekać na jednoznaczny wynik. Podczas gdy kandydat demokratycznej opozycji Joe Biden jest przekonany o swoim zwycięstwie w obliczu rosnącej przewagi nad Donaldem Trumpem, urzędujący prezydent powtórzył zarzuty oszustwa wyborczego i zapowiedział falę procesów sądowych w kilku stanach USA. Rozpoczynająca się teraz walka na niwie prawa może przynieść korzyści Trumpowi. Fala procesów sądowych W stanie Wisconsin, gdzie wygrał Biden, sztab wyborczy Trumpa domaga się ponownego przeliczenia głosów, a w kilku innych stanach chce zatrzymać trwające liczenie głosów. Oczy skierowane są także na Pensylwanię, gdzie liczone są wszystkie karty do głosowania, które docierają do komisji wyborczych nawet do trzech dni wyborach - pod warunkiem, że zostały wysłane tradycyjną pocztą 3 listopada. Sąd Najwyższy odrzucił pozew przeciwko tej procedurze przed wyborami, ale pozostawił otwartą możliwość zbadania tej sytuacji pod kątem prawnym po wyborach. Jeśli wniosek Trumpa w Sądzie Najwyższym przeciwko przedłużeniu liczenia głosów w Pensylwanii zakończy się sukcesem, prawdopodobnie unieważniłoby to dziesiątki tysięcy głosów przekazanych pocztą. Eksperci uważają, że szczególnie wyborcy Demokratów głosowali drogą pocztową. Również w Michigan, gdzie ogłoszono już zwycięstwo Bidena, oraz w stanie Georgia, Trump chce, aby decyzją sądu zatrzymano liczenie głosów. Jaką rolę odgrywa skład Sądu Najwyższego Zwolennicy Demokratów obawiają się ewentualnej stronniczości Sądu Najwyższego w przypadku ostatecznego rozstrzygnięcia przez niego wyniku wyborów. Od czasu kontrowersyjnego powołania przez Trumpa sędzi konstytucyjnej Amy Coney Barrett, w dziewięcioosobowym kolegium sędziowskim istnieje zdecydowana konserwatywna większość, w stosunku sześciu do trzech. Kandydat Demokratów Joe Biden Nie byłby to pierwszy przypadek w najnowszej historii Stanów Zjednoczonych, kiedy Sąd Najwyższy orzekłby o nowym prezydencie. W 2000 roku republikański sztab wyborczy George'a W. Busha zwrócił się do Sądu Najwyższego po tym, jak jego demokratyczny rywal Al Gore zażądał ponownego przeliczenia głosów w stanie Floryda. Zapobiegając ponownemu przeliczeniu, Sąd Najwyższy skutecznie uczynił Busha prezydentem. Kiedy interweniuje Sąd Najwyższy Zdaniem ekspertów nie ma pewności, czy w wyborach Sąd Najwyższy będzie interweniował - także dlatego, że skierowałoby to całą uwagę na stanowisko polityczne jego sędziów. Profesor prawa Uniwersytetu Iowa Derek Muller wyjaśnia, że procesy sądowe wnoszone przeciwko liczeniu głosów mają szansę powodzenia tylko wtedy, gdy wyniki są bardzo niejednoznaczne. Gdyby wynik wyborów - jak w 2000 roku - ostatecznie zależał od tylko jednego stanu, można się spodziewać „bardzo poważnego postępowania prawnego”. Polityczne pole manewru Donald Trump niekoniecznie musiałby zdać się na sądy, by móc dalej rządzić - istnieje bowiem szereg niepewności politycznych. Manifestacja w Detroit: policzyć każdy głos! Z jednej strony, w przypadku kontrowersyjnych wyników wyborów w poszczególnych stanach, ustawa federalna przyznaje tamtejszym parlamentom stanowym prawo do decydowania o przydziale elektoratu, który ostatecznie wybierze prezydenta. Trump mógłby wywrzeć presję na zdominowane przez Republikanów zgromadzenia parlamentarne w kluczowych stanach Michigan, Pensylwanii i Wisconsin, aby elektorzy głosowali na niego. Z drugiej strony, wszyscy demokratyczni gubernatorzy tych trzech stanów mogliby przekonać elektorów do głosowania na Bidena. W tym przypadku walka o władzę toczyłaby się dalej w Kongresie, chociaż nie jest jasno określone, w jaki sposób Kongres miałby podjąć decyzję w takiej sprawie. Konstytucja Stanów Zjednoczonych w żadnym wypadku nie wymaga, aby członkowie Kolegium Elektorów liczącego 538 członków głosowali zgodnie z wynikami wyborów w ich stanach. Prawdą jest, że nigdy nie zmieniło to wyniku wyborów prezydenckich: między 1796 a 2016 rokiem taki tryb obrało zaledwie 180 członków Kolegium. Gdyby Biden wygrał wybory prezydenckie głosami zaledwie 270 elektorów (to wymagane minimum), jeden odszczepieniec mógłby storpedować cały wynik wyborów. (AFP/ma)
W tych wyborach prezydenckich stawka jest wyjątkowo wysoka, a napięcie już dawno sięgnęło zenitu Według wielu Amerykanów te wybory zdecydują nie tylko o losach ich kraju, ale i o globalnej pozycji Stanów Zjednoczonych. Zwolennicy Bidena mają nadzieję, że po jego wygranej USA zrehabilitują się w oczach społeczności międzynarodowej Demokraci mają jednak sporą traumę po niespodziewanej – przez nich – przegranej w 2016 roku Republikanie stoją twardo za Trumpem i straszą, że jeśli ten przegra, Ameryka pogrąży się w totalnym chaosie Więcej takich historii znajdziesz na stronie głównej Donald Trump walczący o reelekcję oraz Joe Biden, człowiek, który chce sprawić, by były biznesmen i gwiazda reality show, zakończył swoją burzliwą, obfitującą w skandale karierę polityczną po czterech latach, już w tym momencie walczą ze sobą o głosy Amerykanów. Wybory odbędą się 3 listopada, ale w niektórych stanach głosowanie korespondencyjne już wystartowało. Na niecały miesiąc przed wyborami Trump jest odizolowany w Białym Domu z powodu koronawirusa, którym zarażonych jest też kilkunastu jego współpracowników, w tym rzecznik prasowa oraz najbliżsi doradcy oraz pracownicy spoza administracji zatrudnieni w Białym Domu. Według wyliczeń amerykańskiej prasy to łącznie ok. 30 osób. Demokraci mają traumę po poprzednich wyborach W sondażach Joe Biden ma od miesięcy przewagę nad Trumpem. Nawet o kilka punktów procentowych większą niż miała na tym etapie Hillary Clinton. Pamiętajmy, że w drodze do Białego Domu kluczowe są wygrane w tzw. swing states. W tym roku za decydujące o prezydenturze uznaje się Florydę, Michigan, Ohio, Wisconsin i Pensylwanię. We wszystkich tych stanach lekkim faworytem bukmacherów oraz większości sondaży jest Joe Biden. Mimo to demokraci nie otwierają szampana i wcale nie są przekonani, że wygraną mają w kieszeni. Wybory z 2016 roku wciąż pozostają dla nich traumą. Pokazały, że można wystawić kandydatkę z ogromnym doświadczeniem i zapleczem politycznym, wygrywać w sondażach, zdobyć więcej głosów obywateli, a mimo to przegrać wybory (przypomnijmy, że Clinton – choć zdobyła o 2,9 mln głosów więcej niż Trump, to przegrała starcie o głosy elektorskie, a system wyborczy w USA powoduje, że to one są najważniejsze; demokratka zdobyła 227 głosów elektorów, a Trump 304). Czytaj także w BUSINESS INSIDER Ta kampania i te wybory są wyjątkowe z kilku powodów. Po pierwsze: cały świat, w tym Stany Zjednoczone, walczy z epidemią, która zdarza się raz na sto lat. W dodatku jednym z zakażonych – na miesiąc przed wyborami – okazał się prezydent ubiegający się o reelekcję. Prezydent, który od miesięcy bagatelizował fatalną sytuację swojego kraju i robił wszystko, by w kampanii ten niewygodny dla siebie temat zamieść pod dywan, został zarażony, a następnie trafił na trzy dni do szpitala. Epidemia, ponad 200 tysięcy zgonów w USA i porażki w walce z koronawirusem stały się znów tematem numerem jeden. Zaplanowane wcześniej aktywności Trumpa zostały wstrzymane, a na kampanijny szlak został rzucony wiceprezydent Mike Pence. Nie wiadomo, czy Donald Trump w kolejnych tygodniach pojawi się na tak uwielbianych przez niego wiecach. Ponadto druga debata prezydencka między Donaldem Trumpem i Joe Bidenem, pierwotnie zaplanowana na 15 października, została odwołana. Cała kampania odbiega od tego, do czego przyzwyczajeni są Amerykanie. Rywal Trumpa – Joe Biden – przez wiele miesięcy prowadził ją głównie online, za co był non stop atakowany przez republikanów. Udzielał wywiadów, kontaktował się z wyborcami i współpracownikami ze swojego domu, ale nie organizował wieców, a teraz – jeśli spotyka się z wyborcami – to nadal w reżimie sanitarnym, w niewielkich grupach, z zachowaniem fizycznej odległości i zawsze w maskach. | Alex Wong / Staff / Getty Images | Drew Angerer / Staff / Getty Images To duży kontrast w porównaniu do wieców Donalda Trumpa, które były (do momentu, w którym Trump je organizował) liczne. Ale i republikanie zmienili nieco podejście w ostatnim czasie. Jeszcze w połowie września jeden z wieców został zorganizowany w zamkniętej hali, ale ostatnio obywały się one głównie na powietrzu. | Stephen Maturen / Stringer / Getty Images Prezydenckie kampanie wyborcze w USA zazwyczaj wyglądają inaczej – obaj kandydaci organizują wielkie wiece, będące prawdziwymi politycznymi spektaklami. Spotykają się z ludźmi, pozują do zdjęć, ściskają wyciągnięte dłonie i tulą dzieci, z którymi na spotkania przychodzą wyborcy. Ich wolontariusze w tym czasie chodzą od domu do domu, pukając w drzwi potencjalnych wyborców i namawiają ich do oddania głosów na swojego kandydata. Epidemia to znacząco ograniczyła. Republikanie przeciw Trumpowi Kolejna kwestia, która odróżnia te wybory od innych, to fakt, że Donald Trump nie walczy w nich jedynie z przeciwnikami z drugiej strony politycznej barykady. Kampanię przeciw jego reelekcji prowadzi też grupa republikanów, która już w poprzednich wyborach nie wyobrażała sobie Trumpa na stanowisku prezydenta. Wymierzona w niego kampania ich autorstwa jest zacięta, intensywna, ostra. Jedną z najbardziej rozpoznawalnych – choć nie jedyną – grupą republikańskich przeciwników reelekcji jest Project Lincoln. Ta grupa, złożona z dyrektora kampanii wyborczej George Busha oraz specjalisty od komunikacji i PR-u, który pracował z Arnoldem Schwarzeneggerem i Johnem McCainem, masowo wręcz tworzy negatywne reklamy uderzające w Trumpa, przedstawiające jego prezydenturę jako całkowitą porażkę, a jego samego jako człowieka słabego, nieuczciwego, skorumpowanego, niegodnego najwyższego stanowiska kraju. Republikanie z Projektu Lincoln wydają się nie mieć żadnych zahamowań i w przeciwieństwie do oficjalnej kampanii prowadzonej przez sztab Bidena, nie są ograniczeni żadnym decorum. Krytykują, punktują, a czasem kpią, jak tutaj: "To będzie oszustwo, jakiego nie widzieliście" W tym roku na większą skalę niż zwykle Amerykanie dostają też możliwość oddania głosu korespondencyjnie – po otrzymaniu karty do głosowania mogą wysłać ją przed 3 listopada pocztą lub oddać w specjalnych punktach. Oczywiście mają też możliwość oddania głosu tradycyjnie w lokalach wyborczych 3 listopada. Zasady głosowania różnią się w poszczególnych stanach. W wielu głos można oddać wcześnie, przed oficjalnym i ostatecznym dniem wyborów. W tym roku jest to o tyle ważne, że jest to forma pozwalająca na udział w wyborach osobom z grup ryzyka i wszystkim tym, które chcą zminimalizować ryzyko zarażenia się wirusem. | Caroline Brehman / Getty Images Jednak rozszerzenie możliwości oddania głosu korespondencyjnie zdecydowanie nie podoba się Donaldowi Trumpowi. Od wielu miesięcy twierdzi on, że takie głosowanie w większej skali zwiększa ryzyko manipulacji i sfałszowania wyników wyborów. Więcej – prezydent walczący o reelekcję uważa, że tegoroczne wybory będą najbardziej skorumpowanymi w amerykańskiej historii. Nie chce zapewnić, że gdyby je przegrał, uzna ten wynik i pozwoli na spokojne przekazanie władzy swojemu politycznemu konkurentowi. "To będzie oszustwo na skalę, jakiej nigdy nie widzieliście", "To będzie najbrudniejsza walka ze wszystkich", "Szykuje się wyborcza porażka naszych czasów. Karty do głosowania wysyłane pocztą doprowadzą do tego, że wybory będą sfałszowane", "Miliony kart do głosowania (wysyłanych pocztą) zostanie wydrukowanych przez obce kraje. To będzie skandal naszych czasów" – to tylko kilka wypowiedzi z ostatnich tygodni i miesięcy, które wygłosił lub opublikował na Twitterze Donald Trump. Podczas pierwszej debaty prezydenckiej, zapytany o to, czy zaakceptuje rezultat wyborów niezależnie od tego, kto je wygra, nie potrafił tego zagwarantować. Komentatorzy za oceanem, zastanawiają się, czy faktycznie chce w Sądzie Najwyższym powalczyć o wynik w sytuacji, gdy dostanie mniej głosów, czy jedynie wysyła sygnały o niemal pewnym oszustwie, by po ewentualnej przegranej móc przekonywać własnych wyborców, że odniósł porażkę wyłącznie dlatego, że cały proces był nieuczciwy. W takiej oto atmosferze odbędą się te wybory. Donald Trump robi wiele, by zasiać niepewność co do samego głosowania oraz jego wyniku, czym dodatkowo podgrzewa i tak rozgrzaną do granic możliwości atmosferę. Namawia np. swoich zwolenników, by w dniu wyborów wystąpili w roli samozwańczych obserwatorów i mieli oko na to, co dzieje się w lokalach wyborczych. "Zachęcam ich, by szli do lokali i obserwowali bardzo uważnie. Nalegam, by to robili" – powiedział prezydent w czasie debaty, zapytany przez prowadzącego, czy namówi popierających go ludzi to tego, by zachowali spokój na czas oddawania i liczenia głosów i nie prowokowali zamieszek. I tu warto spojrzeć na kontekst, w jakim padła ta wypowiedź. W latach 80. sąd zakazał sięgania po metody onieśmielania czy zastraszania wyborców, w tym angażowania obserwatorów mających przy sobie broń. Wydał z tej okazji specjalny dekret po tym, jak z inicjatywy republikanów do takiej sytuacji doszło w stanie New Jersey podczas wyborów na gubernatora stanu. Jednak ów dekret utracił moc dwa lata temu i w 2020 r. żadna ze stron nie musi się już do niego stosować. Stany Zjednoczone – jak wiele krajów demokratycznych – akceptują oczywiście obserwatorów wyborów, tę kwestię regulują odpowiednie przepisy, różniące się nieco w zależności od stanu. Mało tego, w dniu wyborów zwolennicy obu kandydatów mogą przebywać przed lokalami wyborczymi z transparentami czy banerami – jak blisko i jakie aktywności są dopuszczalne, to też regulują stanowe przepisy. Gdy oddanie głosu nie jest łatwe, o błędy nietrudno Przy temacie głosowania warto nadmienić, że Amerykańskie procedury wyborcze wcale nie ułatwiają udziału w wyborach. Sposób ich organizacji również, a tu znów trzeba pamiętać, że każdy stan ma własne zasady. Wybory odbywają się zawsze w pierwszy wtorek po pierwszym poniedziałku listopada, zatem każdy, kto chce oddać głos, musi to zrobić przed pracą, po niej lub wziąć z tej okazji urlop. W wielu miejscach długie kolejki przed lokalami to standard. Każdy, kto chce zagłosować, musi się uprzednio zarejestrować, nie można po prostu pojawić się w lokalu i zażądać karty do głosowania (rejestracji wymagają wszystkie stany oprócz Dakoty Północnej). Czas na zarejestrowanie różni się w zależności od stanu – w niektórych można to zrobić najpóźniej na miesiąc przed wyborami, w innych najpóźniej na 15 dni przed. | Joe Raedle / Getty Images Różne są też zasady głosowania korespondencyjnego i tutaj dochodzimy do sedna sprawy – ponieważ system jest skomplikowany, a nawet mały błąd popełniony na którymś etapie procedury (zamawiania karty do głosowania, wypełniania jej, dotrzymania terminów, oddania) może sprawić, że część głosów zostanie odrzucona z powodów formalnych – a więc nie wszystkie zostaną policzone i uznane za ważne – może to nasilić protesty. Przerabialiśmy to w Polsce przy wyborach czerwcowych, w których Polacy również mogli głosować korespondencyjnie. Przy tak ogromnym przedsięwzięciu, jakim są wybory, zdarzają się pomyłki i błędy, które wcale nie muszą świadczyć o złych intencjach czy wręcz celowej próbie ich zafałszowania. Ale jeśli się przytrafią, to można je wykorzystać do walki politycznej lub do głoszenia teorii o oszustwie wyborczym. W Stanach Zjednoczonych od lat obywatele mają możliwość głosowania korespondencyjnego, to długa tradycja sięgająca wojny secesyjnej. W tym roku – z powodu epidemii – takie głosowanie odbywa się na znacznie większą skalę | Mario Tama / Getty Images Z głosowaniem korespondencyjnym wiąże się też jeszcze jedna – kluczowa kwestia – Amerykanie nie poznają wyniku starcia Trump-Biden w dniu wyborów. Z powodów wspomnianych wyżej – w różnych stanach obowiązują różne zasady oddawania głosów i ich liczenia. Na Florydzie na przykład – kluczowym stanie, jeśli chodzi o wynik – tamtejsze prawo daje lokalnym urzędnikom organizującym wybory kilka dni na policzenie głosów i poinformowanie o wyniku oraz ewentualne wyjaśnienie wątpliwości wyborców. Ostateczne wyniki Floryda musi znać maksymalnie 12. dnia po wyborach. Bardzo mało prawdopodobne jest jednak, by temu stanowi liczenie głosów zajęło aż tak długo, władze zapewniają, że zrobią to sprawnie i żadnych opóźnień nie będzie. Tamtejsze prawo zezwala na rozpoczęcie liczenia głosów korespondencyjnych jeszcze przed dniem wyborów i zapewne tak się stanie, ale trzeba wziąć pod uwagę, że ponad 5 milionów mieszkańców tego stanu zgłosiło chęć głosowania na odległość. Do wariantu, w którym wyniki wyborów nie są znane 3 listopada, przygotowują się stacje telewizyjne i sztaby kandydatów, ale amerykańscy wyborcy nie są do takiej sytuacji przyzwyczajeni. Jeśli wygra Donald Trump, nie nastąpi nic niestandardowego – Joe Biden zapowiedział, że uzna wynik wyborów. Jeśli jednak Trump przegra, okres po wyborach aż do stycznia 2021 roku, gdy zaprzysiężony powinien być nowy mieszkaniec Białego Domu, może być bardzo gorący.
Co cztery lata obywatele Stanów Zjednoczonych korzystają z jednego z najpotężniejszych praw, jakie mają: z prawa głosu na Prezydenta Stanów Zjednoczonych. Chociaż w ciągu roku istnieje wiele możliwości głosowania w mniejszych lub lokalnych wyborach, te konkretne wybory dają im możliwość wyboru kandydata, który ich zdaniem będzie służył narodowi amerykańskiemu, chronił kraj i poprawiał nasz styl życia. Dzięki tym działaniom uczniowie zapoznają się z historią głosowania w Ameryce i sposobem przeprowadzania tego procesu. Wybory w Stanach Zjednoczonych Należy zachęcać uczniów do przeanalizowania swojej obecnej lub przyszłej roli w ich społeczności podczas tego rozdziału, a także do zrozumienia znaczenia i odpowiedzialności związanej z głosowaniem. Prawo głosu w kraju to wielka sprawa, a starszym uczniom dzieli zaledwie lata, by móc głosować. W tym planie lekcji uczniowie będą badać, definiować i wizualizować historię i proces wyborów w Stanach Zjednoczonych. Studenci będą mogli sprawdzić, jak zmieniały się prawa do głosowania na przestrzeni dziejów Ameryki dzięki wielu odważnym Amerykanom, którzy walczyli o równość. Studenci zapoznają się również z kontrowersyjną i czasem zagmatwaną instytucją głosowania znaną jako Kolegium Elektorów. Podstawowe pytania dotyczące wyborów w Stanach Zjednoczonych Jakie przepisy i poprawki pomogły stworzyć nasz nowoczesny system głosowania? Jak wybory lokalne wpływają na moje codzienne życie? Czym różni się głosowanie powszechne od kolegium elektorów? Dlaczego głosowanie jest dla Amerykanów tak ważnym obywatelskim obowiązkiem? Dodatkowe pomysły na wybory w Stanach Zjednoczonych Zbadaj wybory w historii Ameryki i wyobraź sobie drogę, którą podążył kandydat, aby wygrać Biały Dom. Poproś uczniów, aby stworzyli wyimaginowanego kandydata i przedstawili poglądy polityczne, na których mogliby działać. Poproś uczniów, aby utworzyli tabelę za i przeciw, która przedstawia zalety i wady kolegium elektorów. Poproś uczniów, aby utworzyli mapę pająków, która pokazuje potencjalne powody, dla których obywatele mogą nie głosować. Znajdź więcej planów lekcji i zajęć takich jak te w naszej kategorii Historia! *(Rozpocznie się 2-tygodniowy darmowy okres próbny - brak karty kredytowej) © 2022 - Clever Prototypes, LLC - Wszelkie prawa zastrzeżone.
Wybory prezydenckie w USA Prezydent wybierany jest w wyborach powszechnych (wyborca wybiera skład Kolegium Elektorów - w większości stanów "zwycięzca bierze wszystko", tzn. wszyscy elektorzy są kandydatami zgłoszonymi przez zwycięzcę w danym stanie; elektorzy nie są związani z kandydatem, który ich wyznaczył - zdarzały się przypadki głosowania na innego kandydata) - tyle Wikipedia. Sprawdź koniecznie: Pot, noga i gafy. Jak debaty prezydenckie wypływały na historię [ZDJĘCIA] Nie wybory, a elektorzy Najprościej rzecz ujmując, powyższy akapit mówi o tym, że wybory prezydenckie w Stanach Zjednoczonych nie są bezpośrednie jak w Polsce, a pośrednie. Czyli wyborca w danych stanie oddając głos na Demokratę lub Republikanina, przekazuje głos na elektorów, którzy później decydują o wyborze prezydenta. W Polsce sytuacja jest prosta - wygra kandydat, który zdobył w skali kraju najwięcej głosów, bez względu na to jak się one rozkładały w regionach. W USA jest odwrotnie. Każdy z 50 stanów wchodzący w skład USA ma swoją "wagę", czyli przydzieloną liczbę głosów elektorskich. Dlatego o niektóre stany kandydaci zabiegają mocniej, a o niektóre mniej. Mały Dystrykt Kolumbii ma 3, a np. duża Kalifornia 55. Wygrywa ten, kto zdobędzie minimum 270 z 538 elektorów. Z tego powodu ogólnokrajowe sondaże przedwyborcze w USA są mylące, bo nie jest ważna przewaga w skali kraju, ale w kluczowych stanach. Kandydat, który wygrywa w wielu stanach z niewielką przewagą, może przegrać z tym, który prowadzi tylko w kilku z nich, ale tych dużych i to ze sporą przewagą. Sonda Kto wygra wybory w Stanach Zjednoczonych w 2020? Donald Trump Joe Biden Nie wiem Historia zna taki przypadek chociażby z 2000 roku, kiedy Demokrata Al Gore miał więcej głosów Amerykanów od Republikanina George'a W. Busha - ale ten zdobył więcej głosów elektorów. Dlatego w czasie wyborów kandydaci poza ogólną strategią wyborczą bardziej skupiają się na walce o poszczególne stany, które sztaby dzielą na trzy kategorie. Pierwsza z nich to pewniaki, czyli w zasadzie z reguły jest to stan niebieski (głosujący zawsze lub prawie na Demokratów) i analogicznie dla Republikanów czerwony. Druga kategoria to stany stracone, czyli sytuacja w której nie warto wydawać na kampanię sporo pieniędzy w tym regionie, wiedząc że i tak nie ma się szans. Stany niepewne - tzw. swing state, czyli takie, w których pulę może zgarnąć zarówno jeden, jak i drugi kandydat. To o nie toczy się zawsze największa i najbardziej zacięta walka wyborcza. Czym są prawybory? Podczas prawyborów wyborcy (najczęściej obywatele zarejestrowani jako popierający daną partię) głosują na jedno nazwisko z listy danej partii, w ten sposób wybierając delegatów na konwencję krajową. Następnie na konwencji krajowej delegaci wybierają osobę, która z ramienia danej partii będzie się ubiegała o objęcie fotela prezydenckiego (kandydaci na delegatów przed prawyborami deklarują, czyją kandydaturę na prezydenta poprą podczas konwencji partyjnej). Osoba, która podczas konwencji zdobędzie głosy większości delegatów, staje się oficjalnym kandydatem na prezydenta. Po wybraniu kandydat na prezydenta może zaproponować swojego kandydata na stanowisko wiceprezydenta. Wtedy także partia zatwierdza prezydencki program wyborczy swojego kandydata. Prawybory mogą być przeprowadzane w trybie głosowań tajnych (primaries) lub jawnych, podczas zebrań wyborczych tzw. caucuses. W czasie primaries, które przypominają europejskie wybory do parlamentu, a które organizuje się w 80 proc. stanów, zarejestrowani wyborcy odwiedzają lokal wyborczy w ich okręgu i w tajnym głosowaniu wskazują swoich delegatów. Wyróżniamy także prawybory otwarte (opened primary) i zamknięte (closed primary). W prawyborach zamkniętych udział mogą brać wyłącznie osoby zarejestrowane jako wyborcy danej partii. A w przypadku prawyborów otwartych głosować może każdy zarejestrowany wyborca, niezależnie od swojej deklaracji światopoglądowej. Natomiast caucuses w większym stopniu aktywizują członków poszczególnych partii. Smaczki debaty Trump-Biden. "Będzie dobrze" Adama Federa, odc. 123 Kto może zostać prezydentem? Każdy Amerykanin, który nie jest naturalizowany, zamieszkuje w USA od co najmniej 14 lat i ma ukończone 35 lat. Wybory w USA odbywają się co cztery lata, zawsze w pierwszy wtorek po pierwszym poniedziałku listopada roku - w tym roku głosowanie wypada 3 listopada. Od 1937 roku zaprzysiężenie odbywa się 20 stycznia. W przypadku gdy 20 stycznia wypada w niedzielę to oficjalna ceremonia zaprzysiężenia odbywa się dzień później.
Donald Trump mówi o pandemii lekceważąco i twierdzi, że Biden proponuje lockdown. Na zdjęciach z wieców prezydenta widać, że wielu ludzi ignoruje zalecenia, żeby nosić maseczki i zachowywać dystans. „Nawet 30 tys. zakażeń koronawirusem i ponad 700 zgonów mogło być efektem organizowanych od czerwca wieców Donalda Trumpa przed wyborami” – twierdzą ekonomiści z Uniwersytetu Stanforda w opublikowanym w piątek raporcie. Wniosek opierają na porównaniu zachorowalności na covid-19 w regionach, gdzie odbyło się 18 takich wieców z udziałem tysięcy ludzi, z sytuacją w innych częściach USA. Na spotkaniach z prezydentem większość jego zwolenników nie nosi maseczek i nie zachowuje zalecanego dystansu. A – jak ostrzegają lekarze – ryzyko infekcji wzrasta w tłumie, który w dodatku wznosi okrzyki i skanduje hasła. Czytaj też: Demokraci mają szansę odbić Kongres republikanom Wybory, Trump i pandemia Niektórzy komentatorzy wątpią, czy ustalenia autorów raportu są w pełni wiarygodne, podważając jego metodologię. Ale inni, np. epidemiolożka z Boston University Eleanor Murray, uznają ją za prawidłową. Jeżeli można się spierać o podane liczby, to zdrowy rozsądek podpowiada, że masowe zgromadzenia, zwłaszcza we wnętrzach, stanowią zagrożenie dla zdrowia uczestników. Trzy spośród wspomnianych 18 wieców odbyły się w zamkniętych pomieszczeniach. Biały Dom informuje, że przybywającym na nie ludziom mierzy się temperaturę, dostarcza środki do odkażania dłoni, rozdaje się maseczki i zaleca je zakładać. Na zdjęciach z wieców widać jednak, że większość to ignoruje. Trump upiera się, by kontynuować spotkania z tysiącami ludzi, ponieważ uważa to za najlepszy sposób mobilizacji fanów. W sondażach zdecydowanie prowadzi demokratyczny kandydat Joe Biden, ale jego przewaga nieco zmniejszyła się ostatnio w dwóch ważnych swingujących stanach: na Florydzie i w Pensylwanii. Dlatego prezydent i popierający go republikanie nie wahają się narażać zdrowia: swojego i elektoratu. Trump konsekwentnie mówi o pandemii lekceważąco i twierdzi, że Biden proponuje lockdown, który doprowadziłby do ponownej zapaści gospodarki. Ta zaś odbiła się od dna po tym, jak na wiosnę w związku z restrykcjami PKB spadł drastycznie, a bezrobocie wzrosło do 20 proc. (dziś wynosi ok. 10 proc.). Czytaj też: Trump czy Biden? O wyborach przesądzi poczta U Bidena dystans Obóz prezydenta stara się odwrócić uwagę Amerykanów od pandemii i skierować ją na gospodarkę. Jego syn Donald Trump Jr. oświadczył niedawno, że „liczba zgonów na covid to prawie nic”. Tymczasem liczba zakażeń od początku zarazy przekroczyła 9 mln, a zgonów sięgnęła 230 tys. – czterokrotnie więcej niż liczba Amerykanów poległych w wojnie wietnamskiej. W dodatku liczby te wzrastają w ostatnich tygodniach, więc pandemia i tak zdominowała kampanię. Eksperci ostrzegają, że infekcji będzie przybywać w miarę ochładzania się temperatury na jesień i w zimie, częściowo dlatego, że więcej ludzi będzie się spotykać w pomieszczeniach zamkniętych. Biden na wszystkich swych spotkaniach z wyborcami poświęca temu tematowi najwięcej czasu. Eventy z jego udziałem mają skromniejszą oprawę, organizuje się je dla mniejszej liczby uczestników, którzy często podjeżdżają tylko samochodami w pobliże trybuny, gdzie przemawia kandydat demokratów, a jeśli stoją, to w maseczkach i zachowując dystans. Wieców Bidena jest generalnie mniej niż Trumpa, chociaż wyborców przekonują także kandydatka na wiceprezydenta Kamala Harris, były prezydent Barack Obama i inni popularni politycy Partii Demokratycznej. Czytaj też: Joe Biden nie może spać spokojnie Atlas kontra Fauci Tymczasem w sprawie pandemii Trump korzysta głównie z rad dr. Scotta Atlasa, który krytykuje ekspertów zalecających lockdown. Kwestionował on także skuteczność masek w zapobieganiu zakażeniom. Jest on zwolennikiem teorii „stadnej odporności”, która głosi, że należy izolować tylko osoby największego ryzyka, jak seniorzy, a reszcie społeczeństwa pozwolić się zakażać, żeby uodporniły się na infekcję. Kilka dni temu Atlas udzielił półgodzinnego wywiadu telewizji Russia Today, specjalizującej się w szerzeniu propagandy Kremla na cały świat, w którym powtórzył swoje poglądy. Kiedy amerykańskie media zwróciły uwagę, że doradca Trumpa dał się wykorzystać Rosji, Atlas przeprosił i oświadczył, że „nie wiedział”, czym jest telewizja RT. Było to humorystyczne tłumaczenie, bo wywiady prominentnych osób są zawczasu przygotowywane przez ich asystentów, a wszyscy wiedzą, że Russia Today to tuba propagandowa Moskwy. Działalność Atlasa ostro skrytykował dr Anthony Fauci, wybitny specjalista od chorób zakaźnych i zdrowia publicznego, który od początku pandemii zaleca przestrzeganie restrykcji. W wywiadzie dla „Washington Post” powiedział, że Atlas – który nie jest epidemiologiem, tylko neuroradiologiem – „nie ma żadnej wiedzy ani doświadczenia” w sprawach, w których radzi prezydentowi, a to, co mówi, „nie ma żadnego sensu”. Fauci, który pracuje w NIH (National Institutes of Health), czyli instytucji rządowej, długo starał się być powściągliwy i nie wyrażać publicznie negatywnych opinii o Trumpie i jego polityce zdrowotnej. Ostatnio jednak nie waha się go krytykować w nieco zawoalowany sposób. Biały Dom nie pozwala mu już występować na oficjalnych briefingach na temat pandemii, a rzecznicy prezydenta atakują go za rzekomo polityczne intencje. Fauci pracował dla sześciu prezydentów z obu partii i zawsze podkreślał, że zależy mu tylko na popularyzacji wiedzy medycznej. Na dalszy plan trumpiści odsunęli także inną czołową specjalistkę w dziedzinie epidemiologii, dr Deborę Birx, gdyż prezydentowi nie podoba się, że podobnie jak Fauci zaleca maksymalną ostrożność, aby hamować rozwój pandemii. Czytaj też: John Kennedy i Donald Trump. Ile ich łączy?
proces wyborczy w usa