780 views, 10 likes, 1 loves, 0 comments, 1 shares, Facebook Watch Videos from SCOUT SPORT: Liga rządzi, liga radzi, liga nigdy Cię nie zdradzi Squash to zdecydowanie sport, który daje mnóstwo 94 lata temu, 7 czerwca 1927 roku, przyszedł na świat w Tomaszowie Mazowieckim Tadeusz Chmielewski, jeden z najbardziej znanych polskich reżyserów filmowych i scenarzystów. Pandemia Covid-19 działa jak wehikuł, który wstrzymuje czas, a czasem – dla niektórych – wręcz go cofa. polecamy na dobranoc i pod rozwagę ten bardzo @aldehyd10 Liga rzadzi Liga radzi Liga nigdy was nie zdradzi kto nie jest pisowcem temu zafundują operację zmiany mózgu, a bohaterów częstują prądem i izolatkę ;) Gdyby jeszcze kobiałki były ładne, ale nie!, ZDRADA! bo w Lidze są tylko jakieś Balbiny i Kathaki. 06 Feb 2022 Sławomir Ryfczyński. W przeddzień Dnia Kobiet spotkanie Akademii Każdego Wieku dedykowane było właśnie paniom. Uczestniczki kolejnego wieczoru w kawiarni „Sonata” starały się udowodnić, że życiowy sukces nie musi być koniecznie domeną mężczyzn. Punktem wyjścia do dyskusji stały się opowieści czterech biznes woman ze About this list: '60 •PRL• '90 _____ Przyszłem wcześniej, gdyż nie miałem co robić Bardzo niedobre dialogi są. Proszę pana. W ogóle brak akcji jest. Nic się nie dzieje Liga broni, liga radzi, liga nigdy was nie zdradzi . Najlepsza odpowiedź Quintuss odpowiedział(a) o 19:28: seksmisja ? Odpowiedzi ScatterShot odpowiedział(a) o 19:27 Niieee.. xD tylko tak mowia :P Uważasz, że znasz lepszą odpowiedź? lub Polecamy Zdrady Czy przyznawać się do zdrady? Zacznę od słynnego cytatu z filmu „Seksmisja” Juliusza Machulskiego: „liga rządzi, liga radzi, liga nigdy cię nie zdradzi’! Czy tak faktycznie będzie? Okaże się już wkrótce, bo w piątek rusza kolejny, zwariowany sezon naszej ukochanej PlusLigi! Wszyscy, którzy do niego przystępują, zastanawiają się, jak to będzie w tych wyjątkowych rozgrywkach. Niejeden raz pisaliśmy, że przecież zmienił się kręgosłup całej ligi, jej podwaliny. O mistrzostwo będą się mogły bić tylko dwa zespoły, które po rundzie zasadniczej zajmą pierwsze i drugie miejsce w tabeli. Drodzy państwo, trzeba zadać sobie pytanie, co to oznacza dla nas i naszych klubów? Wiadomo, że co innego dla silnych, co innego dla trochę słabszych. Biorąc pod uwagę papierowe dywagacje, a papier zawsze przyjmie wszystko, najsilniejsze w PlusLidze są Asseco Resovia, PGE Skra Bełchatów, Lotos Trefl Gdańsk i ZAKSA Kędzierzyn-Koźle. I to te drużyny powinny bić się o dwa czołowe miejsca po rundzie zasadniczej, o te dwie przepustki do walki o złoto. Dla tych nieco słabszych nowy system wyznaczył pomysł na transfery – nikt nie porywał się z motyką na słońce, nie było szaleństw i przekraczania możliwości czy budżetów, raczej rozsądne wzmocnienia. Szansę dostaną też młodzi. Im pomogło zamknięcie PlusLigi, bo szefowie klubów stali się mniej nerwowi, gdy zniknęły sportowe spadki. Nie wiem tylko, czy ten spokój aby ich nie uśpi? Bo czy młodzi gwarantują poziom i odpowiednie emocje, czy rzeczywiście weterani lub starsi zawodnicy są mniej potrzebni, czy można ich pomijać, czy to nie wpłynie na poziom? Mam nadzieję, że nikt nie lubi być ostatnim i wszyscy postarają się budować najlepsze, a nie najtańsze drużyny. Jednak wszyscy wiemy, że dziś to 14. miejsce nie oznacza tragedii – kataklizmu – jak kiedyś. Chcę wierzyć, że spokój buduje, pomaga szukać młodych talentów, a to będzie dobrze wróżyć na przyszłość. Kluby sobie radzą. Widać to najlepiej na przykładzie Jastrzębskiego Węgla. Doszło w nim do poważnego tąpnięcia, a jednak udało się zbudować ciekawy zespół, mimo odejścia prawie wszystkich gwiazd. To bardzo dobra informacja, bo przecież ten klub przez całe lata był jednym z kandydatów do zdobywania medali. Nie wiem, na którym miejscu jastrzębianie skończą, lecz mam wrażenie, że mogą być „Janosikiem” w tej lidze. Ten nowy system jest dla nas dziwny, nie będę Was oszukiwał. Dotąd zawsze z tyłu głowy siedziała nam myśl, że istnieje jeszcze druga szansa, czyli faza play-off. Ona potrafiła wyprostować błędy z początku sezonu, dać drugie życie. Czy to było sprawiedliwe, dobre? Nie mnie to oceniać. Ale taki model rozgrywania ligi funkcjonował przez lata i wszyscy do niego przywykli. Nawet zespół z ósmego miejsca po fazie zasadniczej mógł zaatakować i wejść do strefy medalowej. Pewnie, że rzadko się zdarzało, że niżej notowany przebijał się w play-off, ale było możliwe. Do dziś pamiętam, jak przed okiem biliśmy się pod koniec fazy zasadniczej z PGE Skrą, by w pierwszej rundzie play-off nie trafić od razu na ZAKS-ę Kędzierzyn-Koźle. Ten zespół miał kłopoty na początku sezonu, ale wiedzieliśmy, że może odpalić. Uciekaliśmy, by nie odpalił w meczach z nami. Ostatecznie tak się nie stało, bo bełchatowianie pewnie wygrali, ale emocji było mnóstwo. Poprzedni system był dobry, lecz nie idealny. Niektórzy przez fazę zasadniczą zbijali bąki (pozdrowienia dla Michała!), a za robotę brali się dopiero później. Teraz na taki numer nie ma już miejsca, bo kluczowa jest liga. Jestem ciekaw, jak ta sytuacja przełoży się na nasze granie? Kto wie, może w trakcie rozgrywek nie będzie ani chwili wytchnienia? Trenerzy najlepszych drużyn pewnie nie będą mogli sobie pozwolić na oszczędzanie najlepszych zawodników, za każdym razem będą musieli posyłać do boju swoją straż przyboczną a nie rezerwistów. Każdy punkt może kosztować wszystko. Trzeba będzie wygrywać jak najwięcej za trzy punkty i tracić jak najmniej sił. Łatwo napisać, trudniej zrobić... Co myślę o tej zmianie systemu? Bez względu na to, co nam się wydaje, rozumiemy, dlaczego on się zrodził. Oczywiście dostrzegam, że ma słabe strony i rozumiem, dlaczego wścieka się np. Andrea Anastasi, który twierdzi, iż to system dla najbogatszych. Ale nie zapominajmy, że te zmiany mają pomóc naszym chłopcom, by w styczniu zakwalifikowali się do igrzysk w Rio de Janeiro, a później byli w stanie do nich się odpowiednio przygotować. Wiemy, że będzie to kosztować wiele wysiłku i nerwów, że sezon popędzi jak TGV – na szczęście bez Earvina N’Gapetha, bo jadąc z nim szybkim pociągiem można by się obawiać o własne bezpieczeństwo, a szczególnie o konduktorów... Cieszy mnie to, że wszystkie kluby pomogły reprezentacji, że hasło: „wszystkie ręce na pokład” nie zostało tylko na papierze. Kiedyś bywało inaczej, bo kluby przekładały swój interes nad reprezentację. Brawo wy! Wszyscy prezesi zrozumieli, że kadrze trzeba pomóc, bo to ona napędza wszystkie nasze sukcesy, jest lokomotywą rozwoju polskiej siatkówki. Czy ten nowy system jest idealny? Nie, na pewno nie. Rozumiem krytyczne głosy. Ale na koniec ma być medal w Rio. Tego nam wszystkim życzę! Już w piątek w kioskach Tempo "Przeglądu Sportowego", a w nim Skarb Kibica siatkarskiej PlusLigi Najlepsze cytaty filmowe są jak chwytliwe refreny - nigdy się nie nudzą. Sprawiają, że pamiętamy o filmie, zapewniając mu w ten sposób drugie, trzecie, a nawet czwarte życie. Bo przecież z filmami jest jak z piosenkami - najbardziej lubimy te, które już znamy. Gdy Amerykański Instytut Filmowy stworzył w 2005 roku listę stu najsłynniejszych ekranowych cytatów wszech czasów, na pierwszym miejscu znalazła się kwestia, która dla dzisiejszych nastolatków czy nawet ich rodziców może brzmieć zaskakująco. "Frankly, my dear, I don't give a damn" ["Szczerze, moja droga, mam to gdzieś"], to słowa, które w "Przeminęło z wiatrem" rzucił w stronę do Scarlett O'Hary (Vivien Leigh) Rhett Butler (Clark Gable). - I co w tym kultowego? - zapyta ktoś. - A gdzie Tarantino, gdzie Allen? Gdzie "Gwiezdne wojny", "James Bond", "Ojciec chrzestny"? "Mam to gdzieś!" A jednak kończąca słynny film kwestia pojawiła się na pierwszym miejscu nieprzypadkowo - to właśnie ona odpowiedzialna była za przełamanie ogromnego tabu w amerykańskim kinie. Wtedy, w 1939 roku, jakiekolwiek przekleństwo było w kinie nie do pomyślenia - a "damn" uchodziło za wulgaryzm, nieco łagodniejszą wersję słowa "shit" ["gówno"]. Reżyser zdecydował się go użyć, gdyż uznał, że książkowe "I don't care" nie odda prawdziwego charakteru sceny... I w ten sposób miliony widzów usłyszało po angielsku: "Szczerze, moja droga, mam to gdzieś", choć ostatni człon wypowiedzi można było tłumaczyć jako "gówno mnie to obchodzi". Nic dziwnego, że tysiąc pięciuset przedstawicieli branży medialnej postawiło właśnie na tę rewolucyjną ekranową wypowiedz. Ciemność i popierdółki W światowych rankingach brakuje oczywiście kwestii z polskich filmów i seriali, a te kochamy chyba najbardziej, zwłaszcza z czasów PRL. Bez względu na to, czy wspominamy "Samych swoich" ("Sąd sądem, ale sprawiedliwość musi być po naszej stronie"), "Seksmisję" ("Ciemność, widzę ciemność, ciemność widzę", "Kobieta mnie bije…", "Sfiksowałyście, boście dawno chłopa nie miały!", "Liga rządzi, Liga radzi, Liga nigdy was nie zdradzi"), "Misia" ("Parówkowym skrytożercom mówimy nie!") czy "Czterdziestolatka" ("Ja jestem kobieta pracująca, żadnej pracy się nie boję"). Do języka potocznego przeszło także wiele zdań z nowszych rodzimych produkcji, by wymienić "Dzień świra" ("Dżizus... k***a... ja pie**lę"), "Chłopaki nie płaczą" ("Jest tu jakiś »cfaniak«?) czy "Killera" ("Sam jesteś popierdółka"). To tylko pierwsze z brzegu przykłady, choć w przypadku polskich filmów, na przykład "Rejsu", należałoby cytować raczej całe monologi. Podobnie jest z bohaterami Quentina Tarantino, zwłaszcza "Pulp Fiction". Takie perełki jak "Wszystko - Nie. Ku****ko daleko od czy "Zed zszedł, kochanie. Zed zszedł..." sporo bez odpowiedniego kontekstu tracą. Chyba że… "Zrobię ci z dupy jesień średniowiecza!" ("I'm gonna get medieval on yo' ass!"). Kwestie nie do odrzucenia Nie wszystkie świetne cytaty stają się kultowe - by do tego doszło, przynajmniej kilka pochodzących z nich dialogów musi przeniknąć do naszej rzeczywistości. Inna sprawa, że ich autorzy pewnie nie zawsze zdają sobie sprawę, iż właśnie stworzyli arcydzieło. Czy autor scenariusza "Casablanki" wiedział, że wypowiedziane przez Ingrid Bergman "Play it, Sam. Play »As Time Goes By«" ("Zagraj to jeszcze raz, Sam. Zagraj »Jak mija czas«") czy Humpreya Bogarta "Louis, I think this is the beginning of a beautiful friendship" ("Louis, myślę, że to początek pięknej przyjaźni") przejdą do absolutnego kanonu? Czy autor "Ojca Chrzestnego", wkładający w usta Marlona Brando słowa "I'm going to make him an offer he can't refuse" ("Zamierzam złożyć mu propozycję nie do odrzucenia"), mógł przypuszczać, że będą powtarzane przez kinomanów cztery dekady później? Cytatem nie dogodzisz Najczęściej powtarzane filmowe kwestie? I znowu problem. Dla jednych będzie to na pewno słynne pozdrowienie "May the force be with you" ("Niech moc będzie z tobą") z "Gwiezdnych wojen", dla innych przedstawienie się - oczywiście "My name is Bond. James Bond" ("Jestem Bond. James Bond"). A co z najsłynniejszą obietnicą, "I'll be back", czyli "Wrócę" z "Terminatora"? - Jak to co, przecież to ona jest najlepsza - powie niejeden zakochany w serii fan. Swoją drogą, zdanie to Arnold Schwarzenegger, w różnych formach, wypowiadał w niemal połowie swoich filmów, w tym w niedawnej drugiej części "Niezniszczalnych" - zazwyczaj wywołując wśród widzów salwy śmiechu, na szczęście zamierzone. Na ekranie, tak jak i w życiu, czasem po prostu przydaje się szczypta autoironii. Skarby, rozstania i powroty Wśród kultowych filmowych kwestii nie brak pytań ("Are you talking to me?", czyli "Mówisz do mnie?" z "Taksówkarza"), wyznań ("My precious" - "Mój skarb" z "Władcy pierścieni"), euforycznych przechwałek ("I'm the king of the world!" - "Jestem królem świata!" z "Titanica"), treści oznajmujących (" phone home", a więc " dzwonić do domu" z " czy niekoniecznie czułych pożegnań - tu prym znowu wiedzie "Terminator", a konkretnie druga część cyklu, w której Schwarzenegger, strzelając do zamrożonego ciekłym azotem T-1000, wypowiada "Hasta la vista, baby" ("Do widzenia, maleńka"), będące cytatem z piosenki Jody Watley "Looking for a New Love". Swoich wyznawców mają też kwestie z horrorów, jak "Here's Johnny" ("Oto Johnny") Jacka Nicholsona z "Lśnienia" i "They're here" ("Są tutaj") nieodżałowanej Heather O'Rourke z "Ducha". Równie przerażające wrażenie robiło "I see dead people" ("Widzę martwych ludzi") Haleya Joela Osmenta z "Szóstego zmysłu". Zawsze syta, zawsze gotowa Zastanawiające, że zdecydowana większość najbardziej znanych filmowych cytatów wypowiadana była na dużym ekranie przez mężczyzn. To prawidłowość wynikająca z faktu, że męscy bohaterowie byli przez lata zazwyczaj o wiele bardziej wyraziści i bezpośredni. Choć nie sposób nie docenić takich perełek jak "All right, Mr. DeMille, I'm ready for my close-up" ("W porządku, panie DeMille, jestem gotowa na zbliżenie") Glorii Swanson z "Bulwaru Zachodzącego Słońca" czy "Love means never having to say you're sorry" ("Miłość znaczy, że nigdy nie musisz mówić »przepraszam«") Ali MacGraw z "Love Story". Co ty wiesz o cytowaniu, czyli… najsłynniejsze teksty z filmów - czytaj na trzeciej stronie Nikt nie zaserwował nam tylu celnych ripost, spostrzeżeń i puent jak bohater większości filmów Woody’ego Allena - sfrustrowany i opanowany różnymi obsesjami przygrabiony żydowski intelektualista. Błyskotliwy neurotyk, tyleż gorzki, co zabawny. Jaki na ekranie, taki w życiu. - Nie mam ambicji osiągnięcia nieśmiertelności poprzez swoje filmy - wyznaje. - Wolałbym ją osiągnąć, nie umierając. Woody rządzi, Woody radzi, Woody nigdy cię nie zdradzi Allena można cytować godzinami, a jego filmowym cytatom poświęcono wiele prac magisterskich i doktorskich. Nic dziwnego - sypie nimi jak śniegiem na Antarktydzie, pouczając nas między innymi, że masturbacji nie powinno się krytykować, gdyż jest to "seks z kimś kogo się kocha"… Kilka innych Allenowskich klasyków: "Moje życie seksualne jest żałosne. Ostatni raz byłem w kobiecie, zwiedzając Statuę Wolności", "Achilles miał tylko piętę Achillesa. Ja mam całe ciało Achillesa", "Dla ciebie jestem ateistą, dla Boga - konstruktywną opozycją", "Biseksualizm? Niewątpliwie podwaja twoje szanse na sobotnią randkę", "Jedyne czego żałuję w życiu, to tego, że nie jestem kimś innym", "Jedzenie tutaj jest okropne. I dają takie małe porcje. To właśnie myślę o życiu"… Numery, których nie było Zdarza się, że do języka codziennego przedostają się filmowe czy serialowe dialogi, których… nigdy na małym czy dużym ekranie nie usłyszeliśmy. A przynajmniej nie w takiej formie. Tym samym Stanisław Mikulski nigdy nie powiedział do Emila Karewicza "Brunner, ty świnio". Tak naprawdę słowa wypowiedziane przez Hansa Klossa w "Stawce większej niż życie" brzmiały "Wyjątkowa z ciebie kanalia, Brunner". Nigdy też nie usłyszeliśmy w niej tekstu "Nie ze mną te numery, Brunner" - zamiast tego agent J23 wypowiedział stanowcze: "Te sztuczki to nie ze mną, Brunner". Nie mów mi k***a nic o cytowaniu… Znamienne jest to, że bardzo często do popkultury przedostają się błędne dialogi z filmów, które każdy z nas widział przynajmniej kilka razy. "Oczko odpadło temu misiu" z "Misia" to przecież w rzeczywistości "Oczko mu się odlepiło. Temu misiu'", a "Co ty k****a wiesz o zabijaniu", rzekomo tekst Franca Mauera z "Psów", pochodzi z "Killera". Bohater Lindy w drugiej części filmu Pasikowskiego powiedział jedynie "Nie mów mi k***a nic o zabijaniu, bo coś o tym wiem". Nieprawdziwy jest też słynny tekst z "Imperium kontratakuje", ze sceny, w której Darth Vader mówi: "Luke, jestem twoim ojcem". W rzeczywistości mroczny lord, słysząc, jak młody Jedi krzyczy: "[Obi-Wan] Powiedział mi, że go zabiłeś!", odpowiada. "Nie, ja jestem twoim ojcem" ("No. I am your father"). Nie lata, lecz mile Stworzenie rankingu najlepszych cytatów filmowych to zadanie właściwie nie do zrealizowania, choć z pozoru nieróżniące się specjalnie od innych tego rodzaju zestawień. O ile ich subiektywność można zminimalizować przez zaproszenie do głosowania odpowiednio dużego gremium, to w tym przypadku liczba "kandydatów" może przyprawić o ból głowy. I rzeczywiście - intrygujących zdań wypowiedziano na małym i dużym ekranie tak wiele, że trudno wskazać te obiektywnie najlepsze. Scenarzyści od lat prześcigają się w wymyślaniu dialogów zwracających na siebie uwagę nie tylko dowcipem i chwytliwością, ale również ironią i szczyptą kontrowersji. To, co mamy potem powtarzać, nie może być przecież grzeczne, miałkie i nijakie. Musi być szczere, przenikliwe i konkretne. Musi być jakieś. A wtedy na pewno się nie zestarzeje. W końcu liczą się "Nie lata, kochanie, lecz przebyte mile" ("It's not the years, honey, it's the mileage"), jak to zauważył Indiana Jones w "Poszukiwaczach zaginionej Arki". Zawodnicy nie chcą podpisywać kontraktów w PGE Ekstralidze na kolejny sezon. Powodem są nowe zapisy w regulaminie.„Liga rządzi, liga radzi, liga nigdy was nie zdradzi” - głosił slogan propagandowy wykorzystany w komedii „Seksmisja” w reżyserii Juliusza Machulskiego. W słuszność tego stwierdzenia powątpiewać mogą obecnie zawodnicy jeżdżący na co dzień w PGE Ekstralidze. Trudno wyobrazić sobie rozgrywki promowane pod hasłem „najlepsza żużlowa liga świata” bez jej najbardziej znanych przedstawicieli, tj. Bartosz Zmarzlik, Jason Doyle czy Tai Woffinden. W sobotę w Bydgoszczy zawodnicy spotkali się z Krzysztofem Cegielskim, szefem Stowarzyszenia Żużlowców „Metanol”. Ustalono, że na razie podpisów pod nowymi umowami nie będą składać. Mimo że okres transferowy ruszył 1 listopada, kluby informują jedynie, że „doszły do porozumienia” z poszczególnymi żużlowcami. Pierwszym „łamistrajkiem” okazał się Rune Holta, który podpisał już kontrakt z Get Wellem Toruń. Pytanie, czy jego drogą pójdą inni. Tymczasem w poniedziałek zebrali się akcjonariusze Ekstraligi Żużlowej. Rozmawiano o postulatach zawodników. - Ale to było jedynie przy okazji naszego spotkania, które dotyczyło czegoś innego - zaznacza prezes Wojciech rozchodzi się - jakżeby inaczej - o pieniądze. Nowy regulamin PGE Ekstraligi ściśle określa kwestię indywidualnych kontraktów sponsorskich. Zawodnicy zaczęli udostępniać w mediach społecznościowych manifest, w którym dość jasna podważa się logikę nowych zasad, żużlowca porównując do piłkarza. Oto kilka z jego zapisów: „Po wyskoczeniu ze stroju klubowego/reprezentacyjnego każdą umowę sponsorską [żużlowiec] musi skonsultować z ligą i uzyskać odpowiednią zgodę”; „W przypadku użycia swojego imienia, nazwiska, logotypu czy pseudonimu na kubku, smyczy czy innym gadżecie dla kibica zapłaci 500 tysięcy złotych kary”; „Jeśli podczas treningu wywróci się i ulegnie kontuzji, liga będzie kazała mu zapłacić 50 tysięcy złotych kary. Jeśli spadnie ze schodów - to samo”. W myśl ostatniego z przytoczonych wyżej punktów w poprzednim sezonie wspomnianą kwotę musiałby zapłacić Tomasz Gollob, który w kwietniu miał wypadek na torze motocrossowym w Chełmnie. Na kevlarze zawodników można umieścić logo sponsora w 45 miejscach. Każda umowa musi być zatwierdzona przez PGĘ Ekstraligę. Jeśli żużlowiec zlekceważy ten zakaz, 1/3 przychodu trafi w ręce klubu, tyle samo otrzyma liga. Umowy długookresowe, sięgające dalej niż do 2018 roku, automatycznie zostały skrócone. Głos w tej sprawie zabrał Wojciech Stępniewski, który zaprzecza jakoby władzom ligi zależało na zarobku kosztem żużlowców. - „Przez ostatnie 11 lat Ekstraliga nie wzięła od zawodnika ani 1 zł, chyba że w sprawach dyscyplinarnych. Reklamy z kolei są własnością klubu, bo to klub organizuje mecz. Sprawa ich ilości to konsensus zawarty przez 8 klubów, wspólników EŻ” - napisał na Twitterze szef Ekstraligi Żużlowej. Prezesi najlepszych klubów w Polsce mają świadomość, że ewentualne zawieszenie rozgrywek fatalnie wpłynęłoby na kondycję ligi i jej wartość marketingową. A przecież Speedway Ekstraliga właśnie walczy o nową umowę ze sponsorem strategicznym i miliony zł w kolejnych sezonach. Była, minęła. Złapaliśmy się na tym, że ledwo się skończyła, a już za nią tęsknimy. Psioczymy na nią, ślemy do wszystkich diabłów, załamujemy ręce, kręcimy z niedowierzaniem głową, a i tak nie możemy bez niej żyć. No bo gdzie byśmy drugą, tak przaśną ligę jak nasza ekstraklasa, znaleźli? No i gdzie byśmy znaleźli takich bohaterów? Oto oni – ci, bez których jesienią nasza liga nie byłaby taka sama… KILER Denis Thomalla Gdyby trafił do Łęcznej, Zabrza, Ruchu, Podbeskidzia, Korony, Lubina (niepotrzebne skreślić) i tam kopał się w czoło, powiedzielibyśmy „pomyłka”. Ale trafił do Lecha! Klubu, dla którego jeszcze niedawno gole strzelali Rengifo, Lewandowski, Rudniew i Teodorczyk, Jak to możliwe, że Kolejorz aż tak mógł się pomylić w wyborze napastnika? Żadne mądre wytłumaczenie nie przychodzi nam do głowy. Nie chce nam się pastwić nad Thomallą, bo to robią już wszyscy. Chłopak ostatnio pożalił się austriackiej prasie, że wredni polscy dziennikarze robią z niego kozła ofiarnego. Nam akurat Thomalla na boisku bardziej niż kozła przypomina łosia. I w tym wszystkim żal tylko Jana Urbana. No bo co chłop ma teraz powiedzieć? Wziął Lecha z dobrodziejstwem całego inwentarza i do końca rundy udawał, jak umiał, że nie zauważa tego łosia w składzie porcelany. KOZAK Kamil Vacek Był już w naszej ekstraklasie jeden Wacek, ale on się pisał przez W i niczym nadzwyczajnym nie imponował. Ten pisany przez V imponuje. W ogóle wydaje nam się, że to nie lada sztuka w wieku 28 lat wylansować się nie dość że w polskiej lidze, to jeszcze w takim klubie jak Piast (teraz podobno sieci na niego zarzuciła Legia). Wylansować na tyle, by po czterech latach wrócić do silnej europejskiej reprezentacji. Reprezentacji, która właśnie wygrała eliminacyjną grupę z Holandią, Turcją i Islandią. A Vacek do niej wrócił i jak tak dalej pójdzie, pewnie pojedzie na EURO do Francji.. Patrząc na Vacka, Nešpora, trenera Latala… coraz mniej dziwimy się, że Piast jest tam, gdzie jest, czyli na szczycie ekstraklasy. Jakby to dziwnie nie zabrzmiało, po prostu sobie na to zasłużył. WIZJONER Dariusz Tuzimek Tak, tak, chodzi o naszego redakcyjnego kolegę. „Tuzim” wykazał się „najlepszym” timingiem w rundzie. Ledwie zdążył w felietonie dla Sportowych Faktów napisać; „Dla mnie trenerem roku 2015 jest Jan Urban”, a tenże Urban tak się tym przęjął, że dwa dni później przegrał swoje pierwsze ligowe spotkanie… Darku, taka prośba – jakby przyszło ci do głowy tuż przed EURO pochwalić Adama Nawałkę (a już nie daj Boże napisać, że to trener roku 2016), poniechaj. Twoje pochwały jakoś tak dziwnie skutkują… [Od „Tuzima”: Niestety za późno! O tym Nawałce, to w zasadzie, już to napisałem. W tym samym felietonie. A Urbana koronowałem przed meczem z Piastem i zdanie – już po meczu z Piastem – podtrzymuję! Zapraszam do przeczytania całego felietonu. Najlepiej ze zrozumieniem]. MIDAS Nemanja Nikolić Czego tylko dotknie, zamienia w złoto. Przywalimy teraz z grubej rury, ale Nikolić przypomina nam… Gerda Müllera. Zachowując oczywiście wszelkie proporcje. Tamten też niczym szczególnym się nie wyróżniał prócz jednego – walił gole z każdej pozycji i czym popadło. Jak na zawołanie. Nikolić jest w tym sezonie takim naszym ligowym Gerdem Müllerem. Jesienią uzbierał więcej trafień niż poprzedni król strzelców przez cały ubiegły sezon, ale przypuszczamy, że nie powiedział jeszcze ostatniego słowa. Już go zapewne wyedukowano, kto zacz był Henryk Reyman i dlaczego w historii polskiej ligi to postać niezwykła. Jeszcze 17 goli i 89-letni rekord nie do pobicia zostanie pobity. Wystarczy wiosną strzelać z taką częstotliwością jak jesienią (średnia 1 gol na 1 mecz). Łatwo powiedzieć… OFIARA Kazimierz Moskal Pana Kazka, jak przyznał w rozmowie z nami (TUTAJ), boli to, co dzieje się z Wisłą, a nas boli to, co dzieje się z panem Kazkiem. Cóż, tacy wrażliwi jesteśmy. Moskal w zasadzie już cztery razy odchodził z Wisły, więc akurat do tego powinien być przyzwyczajony (tak samo jak i my), a jednak tym razem jest jakoś inaczej. Trudno oprzeć się wrażeniu, że na tę dymisję po prostu sobie nie zasłużył. Pojedziemy teraz klasykiem, czyli Janem Kochanowskim: Cieszy mię ten rym: „Polak mądr po szkodzie”; Lecz jeśli prawda i z tego nas zbodzie, Nową przypowieść Polak sobie kupi, Że i przed szkodą, i po szkodzie głupi. Z dedykacją tym wszystkim, którzy przyczynili się do zwolnienia Moskala. Spójrzcie, panowie, gdzie teraz jest Wisła i ile ugrała pod wodzą następcy pana Kazka. I gdyby nie było nam go żal, napisalibyśmy: „I dobrze wam tak!”. ORATOR Thomas von Hessen Byli tacy, którym von Hessen imponował. Swoimi bon motami, bo przecież nie umiejętnościami trenerskimi, których nie posiada. Nam nie imponował. Nas wkurzał. Gdyby swoje zjadliwe słowa na temat piłkarzy (choć nie tylko) potrafił przekuć w punkty, Lechia byłaby niekwestionowanym liderem. Ale tak to już jest, że krowa, która dużo ryczy, mało mleka daje. A von Hessen dużo ryczał, ale punktów od tego nie przybywało. Dobrze, że ktoś w Gdańsku w porę oprzytomniał i stwierdził, że przecież nie po to nad morzem wydano grube miliony na budowę drużyny, nie po to zasilano ją tak znanymi – jak na polskie warunki – piłkarzami, by drżeć o utrzymanie. No i von Hessena pogoniono. ADWOKAT DIABŁA Zbigniew Mrowiec Dla niewtajemniczonych to szef Komisji Ligi. Jesienią zasłynął tym, że próbę wsadzenia rywalowi palca w tyłek, jaką bramkarz Jagiellonii Bartłomiej Drągowski podjął na nieświadomym niczego Szymonie Skrzypczaku z Górnika, nazwał „uszczypnięciem w pośladek”. Drągowski uniknął za to zagranie kary, bo – jak wyjaśnił Mrowiec – „nie doczekaliśmy się naruszenia godności oraz przekroczenia granic nietykalności cielesnej w takim stopniu, który wymagałby naszej reakcji w postaci orzeczenia kary dyscyplinarnej”. No, to teraz czekamy, aż ktoś pana Mrowca szczypnie… BOHATER MIMO WOLI Mariusz Stępiński Jedno drobne doniesienie brytyjskiego brukowca „Daily Mail” i zrobiło się śmiesznie wokół 20-latka z Ruchu. „Polak wybawcą The Blues?” – to jeden z durnie (a nie dumnie) brzmiących tytułów. Były jeszcze inne, np.: „Reprezentant Polski na ratunek Chelsea”. Poważnie to nie brzmi, szczególnie że w tym czasie ważyły się losy Jose Mourinho (ostatecznie się zważyły). Stępiński to talent. Duży talent. Jak mu się pod kopułą nie pomiesza, to możemy mieć kolejnego znakomitego piłkarza na lata. Ale, na Boga, nie każmy mu jeszcze nikogo ratować. I nie wysyłajmy do Chelsea. Przynajmniej do lata. A, i jeszcze jedno. Dzięki temu doniesieniu przypomnieliśmy sobie, że w polskiej ekstraklasie jest taki klub jak Ruch. Zespół z cicha pęk i bach – piąty na koniec roku. Kompletnie żeśmy tego nie zauważyli, a to przecież jak nic cały warsztat Waldemara Fornalika. Ciszej jedziesz, dalej zajedziesz… Waldek znów jest King.

liga rządzi liga radzi liga nigdy was nie zdradzi